Archiwum Polityki

Francja: wojny chustowe

Sprawa ciągnie się od 1989 r., kiedy to trzy uczennice w Creil przyszły do szkoły w chustach, manifestując swoje przywiązanie do islamu. Kiedy po wielodniowych naciskach ciągle odmawiały zdjęcia chust, zostały relegowane. Wspierający tę decyzję władz oświatowych Conseil d’Etat (odpowiednik Trybunału Konstytucyjnego) orzekł wówczas, iż noszenie w szkole „wszelkich znaków i symboli” podkreślających przynależność religijną jest nie do pogodzenia z zasadami państwa laickiego. W 1994 r. okólnik ministra edukacji Bayrou jeszcze zaostrzył ton, zakazując „ostentacyjnego manifestowania swej wiary”. Wówczas ustanowiony też został urząd mediatora do spraw chust, który notował kilkaset takich spraw rocznie. Czasami wystarczała perswazja, często sądy administracyjne przywracały uczennice wyrzucane ze szkół, jeśli ostatecznie decydowały się zostawić chusty w szatni.

Rzecz jasna cała sprawa miała rangę symbolu i zastępczego starcia państwa oraz wyznawanych przez nie wartości republikańskich z rosnącą w siłę co najmniej trzymilionową społecznością francuskich muzułmanów, a zwłaszcza jej skrajnymi odłamami. Teraz szykuje się kolejne starcie: są już gotowe cztery projekty ustaw zabraniających noszenia chust, również na fotografiach przeznaczonych do dowodów tożsamości. Nieoczekiwanie prezydent Jacques Chirac złagodził ton opowiadając się za „rozsądnymi i przemyślanymi krokami”. Rysuje się więc kompromis, ale jaki? Chusty do połowy głowy?

Polityka 21.2003 (2402) z dnia 24.05.2003; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 16
Reklama