Podoba mi się zalecana w mediach akcja: cała Polska czyta dzieciom. Przymusowych słuchaczy tych popisów nie zabraknie.
– Ile ma pani dzieciaczków? – spytał Groucho Marx właśnie poznaną pańcię.
– Sześcioro. Lubię dzieci.
– A ja lubię cygara. I widzi pani – mam tylko jedno.
Co czytać nielatom, żeby były przygotowane do dorosłego życia? Oczywiście bajki cudowne, bajki czarowne, wyręczając babunię siwą z piosenki. Polecam bajki najkrótsze. Chociażby taką: Był raz prawdomówny polityk. Od biedy bajdurki mogą być dłuższe, poprzedzone objaśnieniem:
– Słyszałyście pewnie o głośnej ustawie. Wylądowała w koszu, ale wróci, co do tego nie ma dwóch zdań. W dalekiej Australii aborygen spotkał zamieszkałego tam od lat polonusa. – Co ci się stało z główką? – paluchem przejechał po opatrunku na czółku naszego rodaka. – A bo to widzisz – skrzywił się polonus – kupiłem sobie nowy bumerang i wyrzuciłem stary.
Że co? Dzieci nie chwytają aluzji, to dla nich jeszcze za trudne. Wobec tego czytamy niepodfałszowaną bajeczkę o zwierzątkach w lesie.
– Było tak: na szczycie drzewa usadowiła się wrona. Zobaczył ją kicający zajączek. – Ja też chcę wleźć na drzewo – pomyślał. I już po chwili siedział na zwisającej tuż nad ziemią gałęzi. Zajączka zauważył lisek. Skoczył, machnął łapką. I po zajączku. Wtedy wrona zakrakała aforystycznie: – Siedzieć i nic nie robić może tylko ten, kto siedzi wysoko.
Dosyć z polityką. Nie wypada zanudzać maleństw. Zajmijmy je kulturą. Bądźmy przez chwilę rzecznikiem kultury i sztuki; pozazdrośćmy wujaszkowi Toberowi, na którego spadło to szczęście.
– W przepastnym archiwum telewizyjnym dwie myszki pogryzają sfatygowaną taśmę filmową.