Archiwum Polityki

Głosy i glosy

Stany Zjednoczone nie mogą nie przyjść Liberii z pomocą, to byłoby niemoralne szczególnie po wizycie prezydenta w Afryce.
Princeton N. Luman,
były ambasador USA w Nigerii i Afryce Południowej
Ale ekipa Busha na razie wzmocniła tylko wojskową ochronę ambasady amerykańskiej w Monrowii. Kofi Annan, sekretarz generalny ONZ, i rządy Afryki Zachodniej nalegają na Waszyngton, by jak najszybciej wysłał piechotę morską do Liberii. Liberia jednak to nie Irak – Amerykanie nie mają tu nawet takich interesów, jakie mieli w Somalii, gdzie misja rozjemcza z ich udziałem i tak skończyła się porażką. Czyli: chcecie pokoju, radźcie sobie sami.

 

Przy podejmowaniu decyzji służących bezpieczeństwu własnych żołnierzy i osiągnięciu własnych celów nie należy kierować się fałszywie rozumianą dumą.
John Kerry,
senator Partii Demokratycznej, jeden z pretendentów do prezydentury USA
Kerry’ego oburzyło, że część współpracowników prezydenta Busha nie chce słyszeć o włączeniu ONZ od odbudowy Iraku. Uważają oni, że byłoby to upokorzeniem dla rządu Busha. Tymczasem Kerry, weteran wojny wietnamskiej, sądzi, że za taką fałszywką dumę liderów żołnierze amerykańscy płacili życiem już w Wietnamie. Lepiej umiędzynarodowić proces odbudowy i stabilizacji Iraku (czyli dopuścić ONZ do gry) niż zamienić go w drugi Wietnam. Ale czy do Wietnamu komuniści po wygranej zapraszali ONZ?

 

Moja żona jest bystrzejsza ode mnie i dlatego poszła na prawo, a nie do polityki.
Tony Blair,
premier Wielkiej Brytanii
Tony niewiele miał okazji do uśmiechu podczas podróży po Dalekim Wschodnie, aż studenci w Pekinie poprosili premiera, by im zaśpiewał coś Beatlesów. Rozpromieniony Blair wezwał na pomoc żonę Cherie urodzoną w Liverpoolu, mieście Złotej Czwórki.

Polityka 31.2003 (2412) z dnia 02.08.2003; Świat; s. 40
Reklama