Zanim podczas ceremonii zamknięcia 43 Krakowskiego Festiwalu Filmowego Andrzej Wajda wręczył młodej reżyserce Karolinie Benderze nagrodę Stowarzyszenia Filmowców Polskich, powiedział: – Muszę najpierw przez chwilę nacieszyć oczy widokiem tej sali, bo na ogół widuje się dziś w kinie po kilkanaście osób. Rzeczywiście, na widowni kina Kijów trudno było tego wieczoru nawet o miejsca stojące. Czego właściwie, poza szykiem takiej ceremonialnej chwili, szukała festiwalowa widownia? Innego, niekomercyjnego kina – to na pewno. – Na tym festiwalu zawsze ceniło się sztukę, wartości artystyczne – mówił uzasadniając werdykt przewodniczący jury konkursu międzynarodowego Wojciech Marczewski. Z drugiej strony, jury konkursu ogólnopolskiego, którym kierował w tym roku Robert Gliński, napisało w swoim komentarzu: „Rzeczywistość współczesnej Polski została przedstawiona w sposób wnikliwy i zaangażowany, co niesie nadzieję, że polskie kino krótkometrażowe przeżywa przełom”.
Tego drugiego, „przedstawiania rzeczywistości w sposób zaangażowany”, było więcej niż „wartości artystycznych”, zgodnie zresztą z tradycją krakowskiej imprezy, najwyżej ceniącej kino dokumentalne ze społecznym zacięciem. Choć organizatorzy uczynili wiele, żeby nadać imprezie charakter w głównej mierze wydarzenia artystycznego. Ozdobą pierwszej części imprezy byli – ogromnie sympatyczni i „medialni” – pracujący w Europie amerykańscy bliźniacy Stephen i Timothy Quay. Tegoroczni laureaci Smoka Smoków (za „wkład w rozwój kina”) tworzą wyrafinowane filmy animowane, pozbawione tradycyjnej anegdoty, skupione na obrazie trwania, przeobrażania się materii. Zafascynowani są prozą Schulza, toteż na inauguracji festiwalu pokazano ich słynną „Ulicę Krokodyli”; ale i na innych seansach ich retrospektywy sala bywała wypełniona.