Archiwum Polityki

Państwo to media

Monteskiusz nie przewidział, że narodzi się czwarta władza. W warunkach monarchii tworzył system trójpodziału władzy na ustawodawczą, sądowniczą i wykonawczą, z których każda miała być równoważona przez pozostałe dwie. Tymczasem na tronie zaszła zmiana – zamiast Burbonów zasiadają na nim media. Ich władza jest ogromna i kapryśna, nie mniej niż Ludwika XIV i Ludwika XV. Każde dobrodziejstwo mediów może ulec wynaturzeniu. Informacja przekształca się w dezinformację, wymiana myśli – w pranie mózgów i manipulację, a funkcja kontrolna – w tendencyjne i pochopne oskarżenia. W systemie Monteskiusza każda władza podlega przynajmniej kontroli, a jakiej kontroli podlegają wolne media w wolnym kraju? Czy kontrola jest w ogóle potrzebna? Nerwowa reakcja środków przekazu na każdą próbę ingerencji w ich (tj. nasze) uprawnienia, takie jak dochowanie tajemnicy źródeł informacji czy ustawowa regulacja rynku mediów, wskazują, że środki przekazu zazdrośnie strzegą swojej wolności i utożsamiają ją z demokracją. „Państwo – to my”, zdają się wierzyć dziennikarze.

Sukcesy mediów w demaskowaniu korupcji, seria mniej lub bardziej uzasadnionych oskarżeń w środkach przekazu, machinacje wokół ustawy o mediach, oskarżenia pod adresem środków przekazu sformułowane przez upadającego ministra, orzeczenie Sądu Najwyższego w sprawie Aleksander Kwaśniewski contra „Życie”, pojawiające się sporadycznie i pod presją adwokatów sprostowania mediów, które się zagalopowały („nie było naszą intencją” etc.) – wszystko to uzasadnia pytanie, czy media nie powinny ponosić większej niż dotychczas odpowiedzialności? Czy koszty wolności słowa nie mogłyby być niższe?

Polityka 25.2003 (2406) z dnia 21.06.2003; en passaent; s. 68
Reklama