Sporo zamieszania narobiła informacja o rzekomym wprowadzeniu nakazu rejestracji egzotycznych roślin i zwierząt. Ministerstwo Środowiska wyjaśniało, że obowiązuje nakaz rejestracji roślin i zwierząt „z gatunków ginących i zagrożonych wyginięciem w skali świata”. To element realizacji Konwencji Waszyngtońskiej, dotyczącej międzynarodowego handlu dzikimi zwierzętami i roślinami gatunków zagrożonych wyginięciem. – Przemyt gatunków chronionych to czwarty pod względem zysków nielegalny biznes na świecie. W ubiegłym roku samych tylko żółwi wwieziono do Polski kilkadziesiąt tysięcy – tłumaczy rzecznik MOŚ Piotr Pukos. Sami urzędnicy nie kryją jednak, że obecne prawo trudno wyegzekwować. Jeżeli jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami rzadkiego okazu wymienionego w załączniku do Konwencji, powinniśmy to zgłosić do starostwa. Zaniedbanie tej formalności może grozić sporymi nieprzyjemnościami, choć dokładnie nie wiadomo jakimi. Trudno także wyobrazić sobie naloty policji na mieszkania, na upatrzone doniczki z chronionymi orchideami, choć prawo upoważnia funkcjonariuszy do przeprowadzania kontroli lokali. Wiceminister Środowiska Ewa Symonides przyznaje, że dokładnie monitorowane powinny być przede wszystkim punkty kontroli granicznej i giełdy. – Ludzie czasem naprawdę nie wiedzą, co mają w mieszkaniach. Ewa Symonides zapowiada też, że z projektu nowej ustawy o ochronie przyrody usunięte są absurdalne przepisy. Rejestracji mają podlegać tylko ssaki, ptaki, gady i płazy. Znikną wzbudzające najwięcej kontrowersji rośliny i akwariowe rybki.