Archiwum Polityki

Strofy o Bronku Maju

1. W „Tygodniku Powszechnym” (nr 25) Marian Stala swoje doskonałe omówienie wydanego właśnie nakładem Znaku wyboru wierszy Bronisława Maja kończy następująco: „Wysokie miejsce Maja w poezji kilku ostatnich dziesięcioleci jest niewątpliwe. Myślę też, że gdyby napisał tom wierszy wedle recepty wyłożonej w wierszu o Larkinie – byłoby to istotne poetyckie wydarzenie”. Otóż ja myślę, że gdyby Maj napisał tom nowych wierszy wedle jakiejkolwiek recepty, również byłoby to wydarzenie. I coraz też częściej zastanawiam się, i coraz częstsze miewam wątpliwości, czy nowe – wyczekiwane – utwory Maja będą miały dla mnie (dla nas Marianie) tę skalę intensywności, co zawiera książka „Elegie, treny, sny”. Czy to nowe, wyczekiwane jak nadejście Mesjasza, wydarzenie będzie takim wydarzeniem jak to, co już się wydarzyło? Nie dlatego, by miało to być napisane gorzej. Dlatego, że z wiekiem czyta się tępiej.

2. Z najwyższą ostrożnością układam ten felieton, bo jest to felieton o jednym z najbliższych mi ludzi, w takich przypadkach, choć są sporadyczne, łatwo o sentymentalny poślizg. Jak człowiek, o którym mowa, na dodatek żyje (czyli życiem swoim nie usprawiedliwia formy przedwczesnego nekrologu pochwalnego, nekrologi jadowite – jak powszechnie wiadomo – to jest rzadkość), łatwo narazić się na zarzut adoracyjnej klikowatości, szczerze powiedziawszy niepodobna się na taki zarzut nie narazić. Z drugiej strony świadomość, że wchodzi w grę wątek osobistej zażyłości z ulubionym autorem, produkuje – dla rzekomego obiektywizmu – odruch szorstkiego zaprzeczenia, co wiedzie nieraz do niezręczności. Pisywałem o moich przyjaciołach i popełniałem takie niezręczności – szczerze mówiąc jeden Marian Stala znosił to z klasą.

Polityka 26.2003 (2407) z dnia 28.06.2003; Pilch; s. 90
Reklama