Archiwum Polityki

Kurtyna po premierze

Wielce szanowna komisjo, przejdź już łaskawie do finału

Wraz z zakończeniem przesłuchania Leszka Millera prace sejmowej komisji śledczej nieuchronnie powinny zbliżać się do końca. Samo przesłuchanie premiera niczego tak naprawdę nowego nie wniosło, a raczej znużyło. Poseł Jan Rokita próbując sprostać wyrażanemu w mediach oczekiwaniu, że wreszcie premier zostanie pogrążony, urządził mu egzamin ze znajomości regulaminu prac Rady Ministrów (ta szczegółowa wiedza potrzebna jest zapewne sekretarzowi tejże rady, a nie koniecznie szefowi rządu). Teraz komisja ma podjąć decyzję o wezwaniu prezydenta, co, miejmy nadzieję, jednak nie nastąpi. Rozumiejąc zapotrzebowanie na spektakl i podniesienie słabnącej oglądalności, a także indywidualne zapotrzebowania poszczególnych członków komisji, którzy na tym spektaklu budują swoje kariery polityczne (lub sądzą, że to robią), wydaje się, że jednak ważniejszy winien być wzgląd na powagę państwa i prezydenckiego urzędu. Z góry wiadomo, że Aleksander Kwaśniewski, po zeznaniach dla prokuratury, nic w sensie merytorycznym do sprawy nie wniesie. Miałby być wezwany nie dla prawdy, ale dla poselskich popisów. Nie byłoby więc nic nagannego w tym, gdyby wezwany prezydent nie pojawił się. W systemie konstytucyjnym prezydent ma swoje miejsce, a Sejm i posłowie swoje, nawet posłowie z komisji śledczej.

Zamiast wzywać prezydenta, ważniejsze jest podsumowanie prac. Już wiadomo, że w wyjaśnieniu samej istoty łapówkowej propozycji Rywina komisja nie ustali nic więcej niż prokuratura. Nie znaczy to, że poszczególni jej członkowie nie zaczną konstruować owej grupy trzymającej władzę, ale będzie to miało jedynie walor polityczno-propagandowy bez żadnych konsekwencji prawnych. Kluczem do odtworzenia owej grupy, jeżeli rzeczywiście istniała, jest przerwanie milczenia przez głównego podejrzanego. Komisja w tej materii nie posunęła sprawy choćby o jeden krok.

Polityka 26.2003 (2407) z dnia 28.06.2003; Komentarze; s. 16
Reklama