18 lipca 1945 r.
Na ten dzień małżeństwu niemieckich urzędników z Gdyni Soni i Rheinowi Charlesom wyznaczono termin ewakuacji drogą morską do Danii. Mieli stawić się o świcie w porcie gdańskim. Polecenie wysłano 16 marca. Tymczasem już 22 marca Rosjanie docierają do morza, wbijając się klinem pomiędzy Gdynię a Gdańsk. Charlesowie nie mają wątpliwości, że muszą uciekać natychmiast.
10 kwietnia w Zatoce Gdańskiej sowiecki okręt zatapia transportowiec „Neuwerk”. Ginie 956 uchodźców. 13 kwietnia, właśnie na helskiej redzie, Rosjanie bombardują statek „Karlsruhe”. Idzie na dno z 970 osobami upchanymi w ładowniach. Rheinowi udaje się załatwić dla Soni miejsce na „Goi”. Statek ma odpłynąć 16 kwietnia z redy Helu, a więc z pominięciem niebezpiecznej zatoki.
Jadą do Swarzewa, do kościoła z obrazem ufundowanym przed 300 laty przez cudownie ocalonych rozbitków holenderskich. „Obraz poświęcony jest Swarzewskiej Panience – notuje Sonia Charles. – Mówiono nam, że ocalił od śmierci na morzu wielu kaszubskich żeglarzy, którzy oddali się pod Jej opiekę. Czynimy to samo – wraz z zaprzyjaźnioną rodziną, która jutro spróbuje ewakuować się na wynajętym kutrze”.
16 kwietnia od świtu „Goyę” usiłują zniszczyć radzieckie samoloty. Aż dziw, że przeważnie pudłują, bo – jak zapamiętał porucznik Wehrmachtu Hugo Bindeman, który przeżył wojnę – „... dzień wstał wyjątkowo piękny i słoneczny. Jedna celna bomba wyrządziła niewielkie straty, choć uszkodziła aparat nasłuchowy do wykrywania okrętów podwodnych. Toną natomiast, trafione, promy i łodzie dowożące na redę uciekinierów. Jest wielu rannych, z których większość ginie w głębinach”.
Sonia Charles zaokrętowała się dzień wcześniej.