Miałem okazję zapoznać się z oceną moich kwalifikacji do zajmowania się problematyką legislacyjną w Ministerstwie Zdrowia [nota „Tuba po Lufcie”, POLITYKA 31, dot. zmiany rzecznika prasowego rządu]. Z pokorą przyjmuję wszystkie zawarte w niej spostrzeżenia. Ze zdziwieniem przeczytałem jednak informację, że mam za sobą „ledwie co ukończoną wieczorową aplikację radcowską”.
Pragnę poinformować, iż zgodnie z regulaminem aplikacji radcowskiej i egzaminu radcowskiego przyjętym przez Krajową Radę Radców Prawnych nie istnieje formuła wieczorowej aplikacji radcowskiej. Co do „ledwości” ukończenia (gratuluję autorowi tak sugestywnej dwuznaczności!) pragnę nieśmiało nadmienić, że egzamin radcowski złożyłem na ocenę bardzo dobrą z plusem. Można to, rzecz jasna, uznać za przypadek i niezasłużony łut szczęścia. Pragnę więc dodać, że szczęście dopisywało mi także podczas studiów. (...) Studia ukończyłem w 1999 r. z wyróżnieniem. Jako wierny czytelnik „Polityki” niezwykle cenię sobie krytycyzm i cięte pióro jej autorów. Mam jednak prawo oczekiwać, aby informacje, które pojawiają się na łamach tak prestiżowego tygodnika, miały pokrycie w faktach.
Michał Tober,
sekretarz stanu w Ministerstwie Kultury
Od redakcji:
Minister Tober egzamin radcowski zdał w czerwcu br. i stąd napisaliśmy, że „ledwie co” ukończył aplikację. Nie pisaliśmy „ledwie”, co mogłoby sugerować, że na byle jakim poziomie. Słowo „wieczorową”, czego zapewne minister nie zauważył, napisaliśmy w cudzysłowie. W środowisku radcowskim, jeszcze od kiedy istniała tzw. aplikacja pozaetatowa, tym żartobliwym słowem określa się tryb zdobywania uprawnień przez osoby zatrudnione w innych niż prawnicze instytucjach.