Przekonanie praktyczne powodowało niezliczonymi grupami anarchistów i terrorystów (dawnego typu), którzy byli pewni, że dla dokonania radykalnej lub wręcz rewolucyjnej zmiany w życiu politycznym wystarczy zawiązać spisek i wykonać jeden jedyny akt, na przykład zabić cara Rosji lub prezydenta Stanów Zjednoczonych. Po zabiciu np. cara społeczeństwo uwolnione od tyrana natychmiast zacznie budować wolne instytucje. Często – i wtedy niekoniecznie dostrzegamy, że jest to spisek – ambicje spiskowców nie sięgały aż tak wysoko, zadowalało ich zabicie lokalnego władcy lub potentata finansowego, ale nadzieje mieli identyczne. Po wykonaniu planu wszystko się zmieni.
W sferze praktycznej należy odróżniać spisek od zamachu stanu.
Ci, którzy dokonują zamachu stanu, jak Józef Piłsudski w 1926 r., z reguły chcą objąć władzę albo dla realizacji swoich interesów, albo dla lepszej realizacji interesów całego społeczeństwa. Innymi słowy, nie widzą możliwości dokonania pożądanych zmian politycznych drogą parlamentarną, ale nie oczekują, że sam spisek zmieni stan rzeczy, spisek jest dla nich tylko narzędziem do zmiany polityki już niespiskowymi metodami. Spiskowcy wierzą w moc spisku samego w sobie.
Na temat spiskowej teorii dziejów i jej zwolenników, między innymi Jadwigi Staniszkis, pisaliśmy wiele w „Res Publice” (lato 2005). Otóż poglądy owych teoretyków są stosunkowo proste: za wszystkim w życiu społecznym i politycznym stoją grupy spiskowców. Historia dzieje się, bo gdzieś jawnie lub raczej tajnie zbierają się grupy ludzi, którzy planują i wykonują to, co chcą, to, na czym im zależy.
Oczywiście, im bardziej wyrafinowani intelektualnie są zwolennicy spiskowej teorii dziejów, tym bardziej skomplikowany charakter mają spiski przez nich wykrywane.