Poza kilkoma lokalnymi wydarzeniami w Polsce w nowym sezonie nie czeka na narciarzy wiele zmian. Na szczęście w większości ośrodków nie zaplanowano kolejnej podwyżki cen za karnety, więc jeździmy według ubiegłorocznych stawek. Średnio to 40–80 zł dziennie.
Ski Arena Szrenica w Szklarskiej Porębie wciąż toczy walkę z ekologami i leśnikami, przez co traci w konkurencji z ośrodkami czeskimi po drugiej stronie granicy. Przez lokalne konflikty przepiękne trasy zjazdowe na Szrenicy nie mogą być dociągnięte wyżej. Wspaniała trasa FIS (2 km), nartostrada Lolobrygida (4,5 km), krótsze trasy rodzinne – Śnieżynka, Puchatek i Bystra – to atuty tego ośrodka. Zainwestowano tam sporo pieniędzy, szkoda, że inwestycje zahamowano.
Na Kasprowym Wierchu wciąż ten sam horror w Kuźnicach. Swoje godzinki w kolejce do kolejki linowej trzeba będzie odstać. Planowana od kilku lat wymiana starej kolejki na nową, pojemniejszą i szybszą, jakoś nie może zostać zrealizowana. Powodem są kłopoty z zarządem Tatrzańskiego Parku Narodowego, który nie zgadza się na udostępnianie Kasprowego większej liczbie narciarzy.
Powoli podnosi się z kolan Szczyrk, kiedyś skutecznie rywalizujący z Zakopanem o miano zimowej stolicy Polski. Ostatnie lata to spory o dzierżawę z właścicielami terenów, przez które przebiegają trasy. – To nie górale ze Szczyrku sprawiali nam kłopoty, ale drobni właściciele działek, którzy je kupili z myślą, że zarobią na nas krocie – mówi Alojzy Plaszczyk, zastępca dyr. ds. technicznych ośrodka Czyrna-Solisko. Przez te utarczki niektóre trasy były wyłączone z jazdy, a kolejki do czynnych wyciągów psuły narciarzom krew.