W Niemczech zaczął się właśnie od dawna oczekiwany proces w sprawie sprzedawania meczów piłkarskich. Oskarżeni są dwaj sędziowie, jeden piłkarz i trzech członków chorwackiego syndykatu hazardowego, na którego zlecenia najprawdopodobniej ustawiano mecze. Każdemu z nich grozi kara do 10 lat więzienia, ale skutki procesu mogą być jeszcze gorsze dla FIFA i piłkarskich władz Niemiec. Sprawa toczyć się będzie do końca roku, a zatem w jej cieniu 9 grudnia w Lipsku odbędzie się losowanie grup przyszłorocznych finałów piłkarskich mistrzostw świata.
My czekamy na jakiś finał rodzimej afery. Najpierw śląski działacz piłkarski poszedł na współpracę z prokuraturą i opowiedział to, o czym był już nawet film fabularny Janusza Zaorskiego „Piłkarski poker”: o lewej kasie w futbolu. Potem aresztowano kilku sędziów i zanosiło się na wielkie pranie brudów w Polskim Związku Piłki Nożnej. Ale jakoś to się rozlazło. Z pewną konsternacją media odnotowały, że rezultatem wizyty przedstawicieli światowych władz piłkarskich w Polsce nie było wcale potępienie podejrzanych o korupcję, ale oskarżenie mediów i polityków o jątrzenie. „PZPN panuje nad sytuacją” – zaopiniowali Joseph Misfud z komitetu wykonawczego UEFA i Jerome Champagne, zastępca sekretarza generalnego FIFA.
Światowi zarządcy futbolu mają prawo być czujni wobec jątrzycieli.
W 1999 r. obecny szef Champagne’a, prezydent FIFA Sepp Blatter był oskarżany o wręczanie łapówek szefom krajowych związków w zamian za głos w wyborach. Jego poprzednik Joao Havelange, który pracował również w Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim, lubił drogie prezenty i szybkie kobiety z miast starających się o organizację igrzysk. FIFA zaś miała dysponować zestawem tajnych kont swoich wysokich rangą członków, na które od lat trafiały miliony niezaksięgowanych dolarów z praw telewizyjnych do transmisji dużych imprez piłkarskich.