To się czuje w powietrzu – przyznaje prof. Wojciech Burszta, antropolog kultury, wykładowca w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej. – Widzę to po moich studentach. Jeśli decydują się na karierę, jest to wybór bolesny i nieoczywisty. Jeszcze kilka lat temu wchodzili w to bez żadnych wątpliwości.
Co się stało? Po pierwsze – młodym jest coraz trudniej. Studiowanie marketingu i zarządzania, stażowe szaleństwo czy korporacyjna aparycja już niczego nie gwarantują. Pokusa, żeby szukać alternatywnych dróg jest duża. Bo też niewiele do stracenia.
Po drugie – dorasta pokolenie, które nie ma już żadnego odniesienia do PRL, w najmniejszym stopniu niewyposzczone tamtą szarością i zgrzebnością. – Są zdystansowani, zaszczepieni na blichtr i babilońskie błyskotki, nie łykają tego wszystkiego bezmyślnie – mówi Marcin, Gorg, wokalista grupy Vavamuffin, której wydana w tym roku płyta stała się wydarzeniem na polskiej scenie alternatywnej.
Po trzecie wreszcie – coś przekroczyło masę krytyczną. – Budzi się świadomość, że wszechobecna komercja to po prostu nowa forma zniewolenia – twierdzi Maciej Szajkowski, lider folkowej Kapeli ze Wsi Warszawa. – Otrzymała ona wyraźną muzyczną formę. Stąd trafia do szerszej publiczności.
„Babilon upadł?”
Prawda i kłamstwo. Dobro i zło. Jasna i ciemna strona mocy. Wreszcie Syjon i Babilon. Ta biblijna metaforyka reggae w latach 80. z Jamajki trafiła do Polski przez teksty takich zespołów jak Deadlock, Brygada Kryzys, Izrael. – Tamten Babilon to była czarno-biała sytuacja, bardzo konkretna: PRL, stan wojenny, generał. My i oni – wspomina Tomek Lipiński, m.in. wokalista Brygady Kryzys.