Data 2 marca 1972 r. była jedną z najważniejszych w dziejach podboju kosmosu. Wtedy to na szczycie potężnej rakiety Atlas Centaur wyniesiony został w kosmos próbnik Pioneer 10 – pierwsze dzieło ludzkich rąk, które miało opuścić granice Układu Słonecznego, by po dwóch milionach lat lotu dotrzeć w okolicę gwiazdy w gwiazdozbiorze Byka. Trzy miesiące później w jego ślady poleciał Pioneer 11, którego ostatecznym celem, po czterech milionach lat lotu, miał być gwiazdozbiór Orła. Do obu sond przymocowano plakietki przedstawiające mężczyznę i kobietę na tle rysunku próbnika, które miały wskazać obcym, że twórcą próbników jest cywilizacja zamieszkująca trzecią planetę Układu Słonecznego.
Jednak nie kontakt z obcymi czy pierwszy w dziejach ludzkości lot do gwiazd były zasadniczym celem misji Pioneerów. W grudniu 1973 r. jedna z sond minęła w odległości nieco ponad 100 tys. km Jowisza, największą planetę Układu Słonecznego. Wykonała wtedy znakomitej jakości zdjęcia oraz badania, które dowiodły, że powierzchnią tej planety jest wielki ocean. Pioneer 11 zbliżył się do Jowisza na niewiele ponad 40 tys. km (na takiej wysokości nad Ziemią krążą tzw. satelity geostacjonarne będące podstawą globalnych systemów łączności i telewizji nadawanej z orbity), a potem poleciał na spotkanie z następną planetą, Saturnem, fotografując jego powierzchnię, pierścienie i księżyce.
Oba Pioneery przesyłały na Ziemię dane przez wiele kolejnych lat,
eksplorując zewnętrzne obszary Układu Słonecznego. Pioneer 11 zamilkł we wrześniu 1995 r., zaś ostatni kontakt z Pioneerem 10 miał miejsce w kwietniu 2002 r. W chwili wysyłania ostatnich sygnałów oba próbniki znajdowały się w odległości od Słońca osiemdziesięciokrotnie większej niż Ziemia, kilkakrotnie dalej niż Pluton. I właśnie ta odległość oraz długi okres sprawności urządzeń nawigacyjnych pozwoliły uczonym dokonać sensacyjnej obserwacji: Pioneery nie były tam, gdzie być powinny zgodnie z prawami rządzącymi przyrodą, według naszej obecnej wiedzy.