Sejm zezwolił prezydentowi na ujawnienie raportu z likwidacji i weryfikacji WSI. Koalicja przegłosowała ustawę przy zgodnym sprzeciwie całej opozycji, a więc nawet PO, która opowiadała się za likwidacją WSI. Wedle tej ustawy, bez żadnej prokuratorskiej czy sądowej weryfikacji mają zostać napiętnowani ludzie uczestniczący w tych działaniach, które miały „charakter pozaprawny” czy „sprzeczny z interesem państwa”. O tym, co jest pozaprawne czy sprzeczne z interesem państwa, decyduje więc ostatecznie min. Antoni Macierewicz (to on jako przewodniczący komisji weryfikacyjnej przedstawia raport), a prezydent będzie jedynie autoryzował jego działania. Będzie więc ostatecznie autoryzował również niepotwierdzone informacje, jakie już wydostały się do opinii publicznej, na przykład o historyku Andrzeju Grajewskim, byłym przewodniczącym kolegium IPN, o którym jedna z gazet napisała, że był współpracownikiem WSI, do których zgłosił się na początku lat 90. na ochotnika.
Jak to z Grajewskim było? Po ukazaniu się przecieków z raportu, MON wydało oświadczenie, że pracował on na rzecz wojska w pobudek patriotycznych. Można więc domyślać się, że Andrzej Grajewski, specjalizujący się między innymi w problematyce rosyjskich służb specjalnych, sporządzał opracowania na ten temat w czasie, gdy były one bardzo potrzebne niepodległej już Polsce.
Było to działanie na rzecz interesu państwa polskiego, a mimo to jego nazwisko znalazło się w raporcie jako przykład patologii. Nieoficjalnie członkowie sejmowej komisji do spraw służb specjalnych, którzy raport znają, mówią, iż są uzasadnione podejrzenia, że stało się tak w ramach rozgrywki personalnej z jednym z członków komisji likwidacyjnej.