Archiwum Polityki

Holender z chandrą

Obchody Roku Rembrandta dobiegają końca. Holendrzy zadbali jednak, by wielbiciele sztuki nie czekali zbyt długo na kolejne atrakcje. I właśnie otworzyli w Amsterdamie wystawę „Van Gogh i ekspresjonizm”. Przed muzealnymi kasami znów ustawiły się kolejki.

Vincent van Gogh zmarł w 1890 r., a za życia – co podkreślają jego biografowie – sprzedał zaledwie jeden obraz. Ale już na początku XX w. jego sztukę zaczęto entuzjastycznie wydobywać z niepamięci. I tymi, którzy pierwsi, jako formacja, poznali się na jego rewolucyjnym malarstwie, byli właśnie niemieccy i austriaccy ekspresjoniści.

Ich olśnieniu niewątpliwie sprzyjał cykl wystaw van Gogha urządzonych w latach 1906–1912 m.in. w Wiedniu, Berlinie, Monachium, Dreźnie. Rosło także zainteresowanie malarstwem Vincenta wśród dyrektorów muzeów i kolekcjonerów. W 1910 r. w Niemczech znajdowało się ledwie kilka jego obrazów, ale już cztery lata później, jak skwapliwie obliczono, ich liczba wzrosła do 120. Było więc co odkrywać i na czym się wzorować. Dzięki temu dziś, po stu latach, można zorganizować efektowną wystawę, która jednym zwiedzającym przypomni, a innym uświadomi, że to właśnie twórca „Słoneczników” inspirował ekspresjonistów, był ich duchowym protoplastą, wręcz ojcem.

Bogiem a prawdą owych ojców było więcej. Od El Greco, przez Daumiera, Cezanne’a, aż po mającego chyba największe prawa, by zwać go prekursorem – Gauguina. A przecież przynajmniej na tytuł ojca chrzestnego zasługują także Rouault czy Ensor. To gwoli historycznej prawdy. Tym razem bowiem wybór padł na van Gogha i to jego przemożny wpływ podziwiamy w Amsterdamie.

Obszerny esej w katalogu ekspozycji zaczyna się od przypomnienia słów niemieckiego malarza ekspresjonisty Maxa Pechsteina: „Van Gogh był ojcem nas wszystkich”. Warto dorzucić opinie wpływowych w owych czasach krytyków sztuki. Theodor Daubler głosił, że van Gogh był pierwszym ekspresjonistą, zaś Herwarth Walden pisał o będącym zasługą artysty „potężnym skrócie dystansu między impresją a ekspresją”.

Polityka 50.2006 (2584) z dnia 16.12.2006; Kultura; s. 67
Reklama