Wizja znaczy wprawdzie coś widzianego w urojeniu lub ekstazie, lecz także rzecz realną, chociaż odległą w czasie. Kiedyś do tego dojdziemy – twierdzą szwedzcy eksperci bezpieczeństwa drogowego. Kiedy? Autorzy „Wizji Zero” nie dają odpowiedzi na to pytanie. Zadowalają się jedynie określeniem etapów pośrednich na tej drodze. Liczba śmiertelnych ofiar miała spaść do 400 w 2000 r., aby w siedem lat później obniżyć się do 270 przypadków. Jak trudno jest realizować nawet cząstkowe założenia, świadczą ostatnie dane statystyczne, które mówią, że po latach stałego spadku liczby zabitych w wypadkach drogowych w zeszłym roku wzrosła ona ponownie do 570, czyli do poziomu z 1995 r.
– Krzywa nie zawsze spada równomiernie – tłumaczy ten stan rzeczy Brittmarie Utterstrom, dyrektor Narodowego Stowarzyszenia Wspierania Bezpieczeństwa Drogowego. Winą za niezrealizowanie etapowych założeń obciąża ona państwowy Zarząd Dróg Publicznych, który niewłaściwie, jej zdaniem, wydatkował pieniądze przeznaczone na inwestycje. Budowano eleganckie obrzeża autostrad, dróg najbardziej bezpiecznych, a brakowało pieniędzy na usuwanie zagrożeń w miejscach znanych z wypadków. Nie inwestowano też w ludzi: zaniedbano częstych w poprzednich latach kampanii na rzecz trzeźwości, stosowania pasów bezpieczeństwa i respektowania limitów szybkości. Trzeba się jeszcze bardziej starać – uważa pani Brittmarie, która zeszłoroczne pogorszenie traktuje jako „wypadek przy pracy”.
„Wizja Zero” daje uczestnikom ruchu drogowego obietnicę bezpieczeństwa pod warunkiem, że sami nie będą łamać zasad kodeksu drogowego. Gdyby wyeliminować wypadki spowodowane głupotą lub lekkomyślnością, to może się okazać, że cel jest znacznie mniej odległy, niżby to wynikało z bieżących statystyk.