Archiwum Polityki

Słowa Marszałka

Przewaliła się ostatnio przez prasę polemika wokół filmu „Kawaleria powietrzna”. Jeden z zarzutów dotyczył dalekiego od norm salonowych języka, którym posługują się żołnierze w tym filmie. Daje to okazję, by przypomnieć czytelnikom obszerne – miejscami dość wulgarne – fragmenty rozkazu marsz. Józefa Piłsudskiego z dnia 27 marca 1929 r. Cały dokument opublikowany został przez płk. Mariana Romeykę przed ponad trzydziestoma laty („Przed i po maju”, Wyd. MON, Warszawa 1967; sygnatura archiwalna: CAW, akta GISZ, tecz. 518/2). Rozkaz, ściśle tajny, odbity został w 65 egzemplarzach, a adresaci wymienieni są na wstępie.

Do
Szefa Sztabu Głównego, obu Wiceministrów Spraw Wojsk., wszystkich Panów Generałów inspektujących wojska, wszystkich dowódców dywizji piechoty i ich zastępców, oraz do wszystkich oficerów przykomenderowanych do dowództw dywizji dla łączności, Szefa Brygady łączności i dowódców bataljonów łączności, oraz do szefa sekcji łączności przy drugim Wiceministrze i do dowódcy obozu łączności w Zegrzu

O łączności

W tym roku do dowództw dywizji piechoty przydzieliłem jako część integralną dowództwa oficerów łączności. Nie mogę nie zwrócić uwagi na ten fakt stanowiący wyłom dotychczasowej dostatecznie idjotycznej pracy konstrukcyjnej w stosunku do wojska. Łączność w wojsku podczas wojennych wypadków jest taką samą bronią jak armata, karabin maszynowy, jak kuchnia polowa, jak wóz amunicyjny kompanji. Jest nawet więcej i więcej znaczy dla działań wojennych niż te wszystkie wymienione rodzaje służb czy broni. Bez łączności bowiem niema i być nie może skoordynowanej pracy wojska, niema złączenia wysiłków krwawych żołnierza dla odniesienia zwycięstwa i krew ludzka leje się darmo, leje się niepotrzebnie, tak jak w jakiejś awanturze karczemnej bezcelowe i bez żadnej korzyści dla celu postawionego wojska szukania zwycięstwa nad nieprzyjacielem. Dlatego też powtarzać zawsze będę, że lepsza jest dobra łączność niż armata, niż karabin maszynowy, niż kuchnia polowa i wóz amunicyjny. Moje określenie, które stale przy grach wojennych powtarzam jest, że wojsko bez pracy nad łącznością staje się zwyczajną dziewką publiczną, szukającą awantur miłosnych po różnych lasach i pagórkach, bez żadnej korzyści dla wojny oprócz zadowolenia rozdziwaczonej pindy. [...]

Jeżeli takie truizmy, takie zwyczaje rzeczy powtarzać w tak ostry sposób muszę, jeżeli wymyślam najostrzejsze określenia dlatego, by prawdę łączności wbić w głowę naszego wojska, to muszę to czynić niestety na podstawie moich doświadczeń wojennych i na podstawie obserwacji obecnego stanu wojsk.

Polityka 11.2000 (2236) z dnia 11.03.2000; Historia; s. 86
Reklama