Archiwum Polityki

Dwa szatany i Allah

Czy Pan Bóg wie, że ma na ziemi własną partię polityczną? Hassan Nasralla (na zdjęciu w środku), sekretarz Partii Allaha, czyli Hezbollah, jest o tym przekonany. W przemówieniach zawsze powołuje się na błogosławieństwo niebios. Kazania w meczetach, miotacze min i katiusze, frakcja w libańskim parlamencie i sto milionów dolarów płynących co roku z kasy irańskiego skarbu państwa wyniosły marginesowy ruch terrorystyczny do rangi czynnika politycznego, który postawił sobie za cel storpedowanie procesu pokojowego na Bliskim Wschodzie.

Od kilku miesięcy jednostki Hezbollah umieszczają wyrzutnie rakiet w gęsto zaludnionych wsiach południowego Libanu, często w pobliżu szkół i przychodni, jeszcze częściej w chłopskich zagrodach, gdzieś między oborą a stodołą. Czują się tam bezpiecznie, bo Izrael wstrzymywał się dotychczas od ostrzeliwania tych wsi nawet wówczas, gdy płacił za to wysoką cenę w zabitych i rannych. Nowe instrukcje, wydane pod presją opinii publicznej domagającej się odwetu, nie spowodowały paniki w szeregach Hezbollah. Wręcz przeciwnie: jej liderzy liczą na to, że ogień izraelskiej artylerii skierowany przeciw „bezbronnej cywilnej ludności” zwiększy popularność Partii Allaha i przysporzy jej nowych sojuszników.

Terror i zapomogi

Dawniej sytuacja taka nie byłaby możliwa. Strefa buforowa w południowym Libanie była niemal całkowicie opanowana przez wojska izraelskie i jej „legię cudzoziemską” pod dowództwem libańskiego generała Laheda. Miejscowa ludność, na ogół chrześcijańska, sprzyjała Izraelczykom, którzy walczyli (do 1982 r.) z terrorystami OWZ, a potem z szyickim fundamentalizmem. Teraz sytuacja jest krańcowo różna. Oświadczenie premiera Ehuda Baraka o ostatecznym wycofaniu sił izraelskich najpóźniej w lipcu tego roku uświadomiło mieszkańcom strefy buforowej, że już za kilka miesięcy Hezbollah będzie wyłącznym gospodarzem tego obszaru. A więc – ratuj się kto może! Liczne chrześcijańskie rodziny opuszczają swoje gospodarstwa i wędrują na północ, w okolice Bejrutu, zaś w oczach muzułmanów wczorajsi terroryści niemal z dnia na dzień zamienili się w dawno oczekiwanych obrońców niepodległego Libanu.

Gwoli ścisłości trzeba przyznać, że nie zawsze chodzi wyłącznie o ratowanie własnej skóry. Kadra oficerska dowodzonej przez Laheda Armii Południowego Libanu, upojona siłą, działająca w próżni prawnej, z biegiem czasu przekształciła się w skorumpowane ciało, żerujące na pozbawionej praw obywatelskich ludności.

Polityka 11.2000 (2236) z dnia 11.03.2000; Świat; s. 44
Reklama