Im większa widownia, tym więcej reklam, a co za tym idzie i pieniędzy. Dyktatura wskaźnika oglądalności jest na Woronicza odczuwana prawie w takim samym stopniu jak w Polsacie czy w TVN. Zasada jest prosta: nie ma widowni, nie ma audycji. Zgodnie z prawem zależność ta w przypadku TVP nie powinna być tak oczywista, bo ma ona do wypełnienia publiczną misję. Powinna więc, dotrzymując zapisów ustawy, „rzetelnie ukazywać całą różnorodność wydarzeń i zjawisk” bez względu na liczbę widzów, którzy audycje spełniające takie warunki chcą oglądać.
30 procent misji
„Tyle misji, ile abonamentu” – takie stwierdzenie przypisuje się Robertowi Kwiatkowskiemu, obecnemu prezesowi TVP. Dochody z abonamentu stanowią zaledwie 30 proc. budżetu telewizji, a więc tylko jedna trzecia programów miałaby spełniać kryterium „misyjności”. Byłby to pogląd niezwykle obrazoburczy, gdyby nie fakt, że TVP jako spółka prawa handlowego jest także rozliczana z efektów finansowych. A dodatkowo miewa kłopoty z wyegzekwowaniem od telewidzów pieniędzy za abonament. W rezultacie więc jest to instytucja zmuszana do swoistej żonglerki – musi realizować misję, zaspokajając jednocześnie najbardziej masowe gusta publiczności. Niełatwo pogodzić jedno z drugim i nie zawsze to się udaje.
Problem traktowania przez telewizję jej publicznej misji jest stałym wątkiem środowiskowych i politycznych dyskusji. Ostatnio tej sprawie poświęcone było posiedzenie Komisji Kultury i Środków Przekazu. Komisja doszła do wniosku, że obecne rozwiązania ustawowe nie stwarzają jednoznacznych kryteriów umożliwiających ocenę, w jakim stopniu realizowana jest przez polską telewizję jej misja publiczna. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji została zobowiązana do przedstawienia odpowiednich propozycji zmian w ustawie o radiofonii i telewizji, umożliwiających stworzenie precyzyjnych zasad w tej dziedzinie.