Warszawska prasa bezpłatna okres pionierski ma już za sobą. W ciągu ostatniego dziesięciolecia powstały dziesiątki tytułów, z których wiele szybko zniknęło. Ile dziś ukazuje się tego typu pism, tego nie wie nawet Zbigniew Tyszka, prezes Warszawskiego Towarzystwa Prasy Lokalnej, a zarazem wydawca i redaktor naczelny „Nowej Gazety Ochoty”. W bazie danych biura prasowego Zarządu Miasta Warszawy figuruje prawie 40 tytułów od „Alexandrinum” poczynając na „Willa Włochy” kończąc. Większość to pisma bardzo lokalne – dzielnicowe, parafialne, osiedlowe, czasem obejmujące swym zasięgiem zaledwie kilka ulic. Ich nakład nie przekracza kilku tysięcy egzemplarzy, choć można znaleźć i takie, które są drukowane w dziesiątkach, a czasem setkach tysięcy egzemplarzy. W ciągu tygodnia w Warszawie i okolicach rozprowadzanych jest ponad pół miliona egzemplarzy bezpłatnych pism.
Marek Przybylik, warszawski działacz samorządowy, dziennikarz i twórca jednego z pierwszych bezpłatnych tytułów – ursynowskiego „Pasma” – ostrzega, by do deklaracji wydawców o nakładach pism podchodzić z pewną ostrożnością. Są one czasem zawyżane, by wywrzeć lepsze wrażenie na reklamodawcach. Na nich bowiem w całości opiera się finansowanie pism bezpłatnych.
Wydawcami są zwykle rodzinne firmy, bywa, że bezpłatne pisma otrzymują wsparcie ze strony lokalnych władz samorządowych. W małych tytułach reklamują się głównie lokalni przedsiębiorcy – właściciele sklepów, warsztatów samochodowych, rzemieślnicy, czyli ci, którzy nie korzystają z innych form reklamy prasowej. Wpływy nie są wielkie, ale dzięki niskim kosztom (tata redaguje, mama zbiera reklamy i prowadzi księgowość, syn zajmuje się składem komputerowym) – wydawcy wychodzą na swoje.