Archiwum Polityki

Nie deptać prawników

[czytadło]

John Grisham: Bractwo. Przeł. Jan Kraśko. Amber 2000, s. 280

On nie pisze dla pieniędzy, on pisze pieniądze – branżowe powiedzonko objaśnia, kim jest John Grisham. Autor takich bestsellerów jak „Firma” czy „Raport Pelikana”. Teraz do rąk polskich czytelników trafia „Bractwo”. Opowieść o trzech sędziach. Za przekręty skazanych na przewlekłą odsiadkę w federalnym więzieniu Trumble. Z miejsca odosobnienia sędziowie wysyłają liściki do gejowskiego pisma: „Biały dwudziestolatek nawiąże korespondencję z miłym dyskretnym panem w wieku czterdziestu, pięćdziesięciu lat”. Potem szantażują wyselekcjonowane ofiary. Grożąc skandalem, rujnującym bardziej niż haracz za milczenie. Zabawy sędziowskiego bractwa – groteska w stylu Dürrenmatta, zmienia się w amerykańską tragedię, kiedy kolejnym złowionym jest kandydat na prezydenta; protegowany służb specjalnych. Dzięki temu pomysłowi Grisham pokazuje funkcjonowanie machiny wyborczej – zbiórkę pieniędzy, rolę agentury, walkę na teczki i donosy, szantaże i naciski. Sztabowcy z naszych, siłą rzeczy – prowincjonalnych kampanii mogliby wiele się nauczyć od amerykańskich kolegów: jedynym ludzkim uczuciem, z jakim można zetknąć się na kartach książki, jest ból nóg dyrektora Centralnej Agencji Wywiadowczej... Co sprawia, że „Bractwo” (3 mln nakładu w USA) to potwierdzenie atutów Johna G.? Czytelnik już od pierwszych stron wie, że autor jest wiarygodny – jako znawca prawniczych sztuczek, transferów pieniędzy, działalności CIA. No i potrafi opowiadać. O innych. Nie tylko o sobie, jak nasi bujdopisarze snujący wątłą intrygę, by dojść po nitce znowu do własnego pępka. A że obraz polityków u Grishama jest właśnie taki? Dawno temu amerykański felietonista zauważył: Uczciwy polityk nie jest sprzedajny.

Polityka 46.2000 (2271) z dnia 11.11.2000; Kultura; s. 61
Reklama