Spacerniak w wadowickim kryminale mieści się na dachu więziennego pawilonu. Od góry chroniony jest metalową siatką, tzw. tygrysówką. Wiadomo, że 26-letni Ryszard Niemczyk, podejrzany o współudział w zabójstwie Andrzeja K. ps. Pershing, chociaż nadzwyczaj silny fizycznie i wygimnastykowany, nie przerwałby tego zabezpieczenia bez pomocy z zewnątrz. Wbrew doniesieniom mediów ekspertyza wykazała, że siatka nie była nadpiłowana. Natomiast z 12 mocujących ją obręczy 3 były zardzewiałe. Być może ktoś powiadomił Niemczyka, gdzie ogrodzenie jest nadwątlone. Ktoś uzgodnił z nim termin ucieczki, na pobliskiej ulicy czekali na Niemczyka wspólnicy w srebrnym Fordzie Escorcie. Podstawowe pytanie, na które musi znaleźć odpowiedź prokurator, brzmi: czy w grupie świadomie pomagającej Niemczykowi w tygrysim skoku z wadowickiego więzienia byli też pracownicy tej placówki?
Na razie zostali zdymisjonowani dyrektor krakowskiego okręgu służby więziennej i szef więzienia w Wadowicach, a dwóm strażnikom postawiono dość błahy zarzut – zaniedbanie obowiązków służbowych. Według rzecznika Centralnego Zarządu Służby Więziennej Wojciecha Knapa, strażnicy zachowali się niefrasobliwie. Na spacerniaku w jednym czasie przebywało dwóch ludzi: Niemczyk i skazany L. Obydwaj tzw. kategorii „N” (niebezpieczni), wymagający szczególnego nadzoru. Niemczyk nie miał dłoni skutych kajdankami – chociaż, jak twierdzą funkcjonariusze służby więziennej, w innych kryminałach stosuje się taką metodę ochrony. Powinien być pod dozorem przynajmniej czterech strażników – było tylko trzech.
Dwaj strażnicy odprowadzali do celi skazanego L., któremu spacer skończył się wcześniej. Trzeci otworzył im przejście, zamknął je i powinien natychmiast wrócić, aby obserwować Niemczyka. Miał do pokonania dokładnie 11 metrów, wolnym krokiem taki odcinek zająłby mu najwyżej kilkanaście sekund.