Archiwum Polityki

Błazen do błazna

Drogi Ludwiku, nie mianowałem się, jak piszesz (POLITYKA 35) specjalistą od stosunków rosyjsko-polskich. To sami Rosjanie w mediach lub w poezji (np. Bułat Okudżawa „Jazyk niczemu nie winowat, kak skazał Pan Daniel”) cytują moje serdeczne – od lat w tonie felietonu Zanussiego – bądź pełne niepokoju wypowiedzi na temat polityki i nastrojów w państwie, które niestety może mieć poważny wpływ na losy nie tylko naszej ojczyzny.

Jest lato i gdyby nie ciągle dokuczająca mi po zimowej kontuzji noga, jeździłbym konno, grał w tenisa, a nie wdawał się z Tobą w durne polemiki. Prawdziwi specjaliści rosyjskiego tematu, gratulując mi listu do Nikity Michałkowa (POLITYKA 32), radzili spuścić wodę po Twoim felietonie „W polskim kinie”. Nie zrobię tego z szacunku dla Czytelników najlepszego polskiego tygodnika, którym próbujesz wciskać ciemnotę. Z szacunku, wyobraź sobie, do Ciebie i z szacunku do własnych przekonań oraz wiedzy kształtowanej przez wybitne polskie i rosyjskie autorytety, a także przyjaciół.

W moim liście, dyskutując gwałtownie z groźnymi tezami Nikity, używałem argumentów oczywistych dla każdego średnio wykształconego Europejczyka. Takich argumentów użyłby mądry Rosjanin – a znam ich wielu. W Twoim felietonie nie ma argumentów, tylko zdumiewająca pogarda i agresja pod moim adresem. Godna nie „Polityki”, ale pisemek Żyrynowskiego.

Wezwałeś mnie do tablicy – oto jestem, oto stoję.

Nie jest ważne, że w wakacyjnym okresie zamiast kontrargumentów zwracasz uwagę na siebie szydząc z dość znanego aktora. Zrobiła to niedawno w „Vivie” moja rozwiedziona od ćwierć wieku pierwsza żona.

Polityka 37.2000 (2262) z dnia 09.09.2000; s. 98
Reklama