Do decydującej bitwy o Wartę doszło w ostatnim tygodniu sierpnia na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy. Miano wówczas podjąć decyzję o podwyższeniu kapitału spółki poprzez nową emisję akcji skierowaną wyłącznie do firmy Kulczyk Holding oraz do inwestora wskazanego przez radę nadzorczą (kierowaną przez Kulczyka). Pomysł ten nie wzbudził entuzjazmu mniejszościowych udziałowców pozbawionych prawa nabycia akcji. Na dodatek część z nich miała na pieńku z Janem Kulczykiem po przegranej walce, w której rywalizowali o prawo zakupu tzw. resztówki, czyli oferowanego przez Skarb Państwa ostatniego pakietu 20 proc. akcji. Walczyli o nią Belgowie z grupy finansowej KBC oraz amerykańskie fundusze z grupy Franklin-Templeton. Wygrał oczywiście Kulczyk.
Ostra walka
Na walnym zgromadzeniu Warty pojawił się jako akcjonariusz mający ponad 70 proc. głosów. W walce o nową emisję był więc faworytem, ale jego zwycięstwo nie było przesądzone. Do przegłosowania uchwały niezbędne było zgromadzenie aż 80 proc. głosów. Przeciwnicy mobilizowali siły. Nie przekonywały ich argumenty zarządu, że wyłączenie prawa poboru „leży w interesie spółki i ma na celu pozyskanie kapitału w maksymalnie krótkim czasie i odpowiedniej wysokości” oraz że Warta koniecznie potrzebuje dostępu do know-how, jaki może dać „inwestor kwalifikowany”.
Ostatecznie jednak przegrali z kretesem. Plany Jana Kulczyka zdobyły ponad 94 proc. głosów poparcia. W opozycji pozostali Belgowie z KBC oraz fundusz Pekao-Alliance. Decydujące okazało się poparcie, jakiego udzielili Amerykanie z grupy Franklin-Templeton, którzy do inwestycji w Wartę podchodzą bez emocji, patrząc wyłącznie na zyski. Wygląda na to, że już dogadali się z Kulczykiem, któremu sprzedają swoje akcje. W ostatnich dniach jego stan posiadania zwiększył się o 8,9 proc.