Wczesnym rankiem, zawsze tuż przed piątą, budził go krzyk wiernego służącego Lampego. O piątej filozof wypijał herbatę, wypalał fajkę i prawie do pierwszej, gdy zasiadał do obiadu, wychyliwszy uprzednio kielich węgrzyna, przygotowywał się do wykładów. Potem był spacer do twierdzy Friedrichsburg, zawsze tą samą drogą. O szóstej, po lekturze gazet, wracał do pracy w pokoju, gdzie stale utrzymywał temperaturę 15 stopni. O dziesiątej kładł się spać. Metodyczne życie Immanuela Kanta obrosło w legendę. Nigdy w jego życiu nie było kobiety, ba, nawet pokojówki, zawsze tylko ten niezłomny Lampe. Jak tu więc mówić o życiu seksualnym myśliciela z Królewca?
Okazuje się, jak dowodził francuski filozof Jean-Baptiste Botul w cyklu swoich sławnych wykładów, że nie tylko można, ale że wgląd w – jak głosi tytuł książki – „Życie seksualne Immanuela Kanta” – stanowić może klucz do odczytania jego postawy filozoficznej. Wbrew temu, co się wydaje, niemiecki mędrzec cenił dobre jedzenie, ubierał się wykwintnie i pedanteryjnie (wymyślił też własny sposób podtrzymywania pończoch, zapewniający kończynom właściwe krążenie krwi), a podczas obiadów bywał duszą towarzystwa.
Asceza Kanta jest kwestią wyboru: filozofem się jest, nie zaś się nim bywa; na myślenie trzeba mieć czas, siłę i energię. „Małżeństwo – wskazuje Botul – jest piekłem filozofa” i nie przypadkiem Kant idzie w ślady wielkich XVII-wiecznych poprzedników – Kartezjusza, Pascala, Leibniza, Spinozy – którzy żyli w stanie bezżennym. Filozof powinien mieć się cały czas na baczności, bowiem: „Wszelki wyciek jest stratą energii. Kantyzm to utopia ciała: żyć w obiegu zamkniętym, ograniczyć wymianę do minimum”. W ten właśnie sposób Botul tłumaczy Kantowską obsesję, by spacerować i wykonywać inne czynności tak, by się nigdy nie pocić, czy dziwaczne wzmianki w jego pismach na temat śliny.