W Polskim Koncernie Naftowym hasło „monopolista” wywołuje natychmiast głosy oburzenia.
– Nie jesteśmy monopolistą – protestuje prezes spółki Andrzej Modrzejewski i cytuje przepis, z którego wynika, że tytuł ten przysługuje przedsiębiorcy, który nie spotyka się z konkurencją na rynku krajowym lub lokalnym. Tymczasem Orlen ją ma i to bardzo poważną. Jest przecież Rafineria Gdańska, na rynku działają zachodnie koncerny, większość paliw sprzedawana jest na stacjach benzynowych nie należących do PKN. Z prospektów emisyjnych wydawanych przy okazji sprzedaży kolejnych pakietów akcji wynika, że Orlen działa na bardzo konkurencyjnym rynku. Po co więc od razu używać takiego brzydkiego słowa „monopolista”?
Wielka pokusa
Tymczasem Orlen jest monopolistą, bo dopuszcza się monopolistycznych praktyk. Formalnie zajmuje „pozycję dominującą”, bo spotyka się na rynku z konkurencją, inna sprawa, że symboliczną. Prawie 70 proc. paliw pochodzi z Płocka, a 45 proc. całej sprzedaży detalicznej odbywa się w stacjach należących do Orlena. Zaledwie 20 proc. paliw trafia do Polski z importu. Pokusa jest nie do odparcia, dlatego Orlen ma nieustające kłopoty z Urzędem Ochrony Konkurencji i Konsumenta. UOKiK raz za razem wszczyna postępowania przeciw płockiej spółce. Czasem działa w wyniku skargi wniesionej przez firmę, która ucierpiała na skutek praktyk monopolistycznych, innym razem z urzędu.
Spośród licznych orzeczeń najważniejsze wydaje się to z początku 2000 r., w którym Polski Koncern Naftowy został ukarany za sposób ustalania cen paliw.
– Postanowiliśmy sprawdzić, jak PKN kształtuje ceny. Dlaczego decyduje, że tego dnia cena musi wzrosnąć o tyle i tyle groszy – wyjaśnia wiceprezes Urzędu dr Elżbieta Ostrowska.