Na zmianę prawa spółdzielczego czekają przede wszystkim spółdzielcy z mieszkaniami lokatorskimi, którym od kilku lat obiecywano uwłaszczenie za niewielkie pieniądze. Projekt ustawy, którego trzecie czytanie nastąpi, według przewidywań posła sprawozdawcy Marka Zielińskiego w najbliższych dniach, nie sprawi im zawodu. Prawo własności można będzie zdobyć za 3 proc. rynkowej wartości mieszkania, czyli w Warszawie średnio za 5–8 tys. zł, a w wielu innych miastach o połowę taniej (zakładając, że mieszkanie ma 60 m kw.). Warunkiem wstępnym byłaby spłata kredytu zaciągniętego na budowę mieszkania, co wyklucza blisko 200 tys. spółdzielców wysoko zadłużonych.
Spółdzielca na swoim
Projekt mówi o pełnym prawie własności, a nie o tzw. ograniczonym prawie rzeczowym, jakie mają dzisiaj spółdzielcy z mieszkaniami własnościowymi. Ograniczenia te nie są szczególnie uciążliwe, ale wyraźnie nie przystają do obecnych warunków. Można je było usprawiedliwiać, kiedy spółdzielnie korzystały z dotacji i tanich kredytów, były rodzajem kwaterunku z częściową odpłatnością. Dziś są takim samym inwestorem jak firmy deweloperskie i ograniczanie praw spółdzielcy, który poniósł pełne koszty budowy mieszkania, to anachronizm.
Przekształcenie tego ułomnego prawa w pełną własność nie będzie jednak ani łatwe, ani tanie. Początkowa wersja projektu ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych, złożona w Sejmie przez posłów UW ponad 2 lata temu, przewidywała, że posiadacze mieszkań własnościowych staną się pełnymi właścicielami z mocy ustawy, a koszty prac geodezyjnych, zaległe odszkodowania dla właścicieli gruntów, na których stoją domy spółdzielcze, koszty podziałów nieruchomości związanych z wyodrębnieniem poszczególnych lokali i zakładania dla nich ksiąg wieczystych poniesie budżet państwa.