Toczący się właśnie przed NSA spór podatkowy między Fundacją na rzecz Nauki Polskiej a warszawską Izbą Skarbową dowodzi, że los rodzimych organizacji filantropijnych zależy nieraz od decyzji urzędników niekoniecznie wysokiego szczebla. Poszło o 80 mln złotych podatku, którym izba obciążyła FNP. Urzędnicy uznali bowiem, że fundacja, lokując swoje pieniądze w papiery wartościowe, wydała je niezgodnie ze swoim statutem.
– Obciążono nas podatkiem, bo chcieliśmy sensownie pomnożyć nasz majątek – mówi prof. Maciej W. Grabski, prezes fundacji. – Majątek, który w całości służy wspieraniu polskiej nauki. Jeśli sąd podtrzyma decyzję izby skarbowej, organizacje filantropijne z własnym kapitałem przestaną mieć u nas rację bytu.
Zdaniem Grabskiego niejasne przepisy prawne sprawiają, że poważne fundacje, jak ogromna Polsko-Amerykańska Fundacja Wolności, wolą rejestrować swoją działalność na Zachodzie. W Polsce mogłyby bowiem inwestować swoje pieniądze jedynie w terminowe lokaty bankowe.
– Za to zakup bardziej opłacalnych obligacji państwowych zostałby już obłożony podatkiem – dodaje profesor. – To przecież absurd. Fundacja, której nadrzędnym celem jest dobrodziejstwo, zostaje skazana na śmierć, bo dobrze inwestuje...
Co ciekawe, uchwalona przez Sejm ustawa prywatyzacyjna przewiduje przekazywanie przez Skarb Państwa 2 proc. wpływów na rzecz FNP.
– My, w założeniu, mielibyśmy te pieniądze pomnażać. Tylko jak to zrobić, skoro służby skarbowe zabraniają nam jakichkolwiek operacji finansowych?
W Polsce istnieje dziś ponad 5 tys. fundacji. Majątek większości z nich ogranicza się jednak do zadeklarowanego tysiąca złotych. Bardziej przypominają więc stowarzyszenia skupione na zbieraniu pieniędzy od drobnych mecenasów niż fundacje w stylu zachodnim, gdzie podstawą istnienia organizacji jest potężny majątek fundatora.