Zaniedbanie domów jest w Polsce rzeczą powszednią i normalną. Za mieszkanie przy dobrej, śródmiejskiej ulicy płaci się w Warszawie po 1,5–2,5 tys. dolarów za metr bez względu na to, czy znajduje się w nowym domu, czy w nieremontowanej od lat kamienicy. W ofertach agencji nieruchomości nie widać związku między ceną metra kwadratowego a stanem technicznym domu. Właściciele mieszkań (dawni lokatorzy) nigdy nie płacili za remonty budynków i najczęściej nadal uważają, że nie jest to ich sprawa.
Upłynęło blisko 6 lat od wejścia w życie ustawy o własności lokali, która miała zmienić ten sposób myślenia, ale oczekiwania ustawodawcy i właścicieli mieszkań wyraźnie się rozminęły. Właścicielom zależy głównie na tym, żeby opłaty za mieszkania (zaliczki) były jak najmniejsze. W warszawskich wspólnotach mieszkaniowych przeciętna zaliczka wynosiła w grudniu ubiegłego roku 1,40 zł na metr, łącznie z zaliczką na remonty, i była o 60 gr mniejsza niż przeciętny czynsz regulowany, płacony przez lokatorów mieszkań nie wykupionych (według ostatnich dostępnych danych Instytutu Gospodarki Mieszkaniowej). A wiadomo od lat, że czynsze regulowane (jak poprzednio urzędowe) nie wystarczają nawet na bieżące remonty.
W kamienicy przy Alei Róż 6, dawnym budynku rządowym (zamieszkanym dziś głównie przez wdowy po ministrach), zaliczki na remonty wynoszą 2 zł na metr i należą do najwyższych w Warszawie. Dom wymaga pilnych napraw. – Dach przecieka, balkony lada dzień mogą zacząć spadać, trzeba wymienić system ogrzewania – wylicza Witold Jędrzejewski, przedstawiciel wspólnoty mieszkaniowej. – Administracja domów nie robiła u nas remontów od ponad 20 lat, jeśli nie liczyć malowania klatek schodowych. Żeby odrobić zaległości, powinniśmy przeznaczać miesięcznie na remonty 5–10 zł na metr i to przynajmniej przez 10 lat.