W felietonie „Dziwne są dzieje” (POLITYKA 40) Stomma przypomina inwazję ZSRR na Afganistan w 1979 r. i sugeruje, że nie ma różnicy między tą napaścią a zaatakowaniem Afganistanu przez wojska amerykańskie w 2001 r., czego następstwem jest obecna operacja przeciw talibom. W obu przypadkach – wywodzi – chodzi o imperialny najazd. Dlaczego napadli Afganistan Amerykanie? „Uznano, słusznie czy nie – tego się dzisiaj nie da udowodnić – że jest ów kraj siedliskiem i bazą dla światowego terroryzmu” – pisze Stomma. Przypomnijmy: chodzi o akcję po ataku na Nowy Jork i Waszyngton 11 września 2001 r. przeprowadzonym przez Al-Kaidę, której bazy mieściły się w rządzonym przez talibów Afganistanie.
„Nie da się udowodnić”, że Osama ibn Laden szkolił tam terrorystów, którzy zabili ponad 3 tys. ludzi? W swych felietonach Stomma często żartuje, ale ten napisał z całą powagą. Inaczej mówiąc, tysiące relacji i dokumentów, z raportem niezależnej amerykańskiej komisji na czele, która niezbicie udowadnia rolę Afganistanu jako azylu i sztabu dla dżihadystów, to jakieś fałszywki sprokurowane przez CIA? A może autor uważa, że cały atak był dziełem agentów Busha, aby uzasadnić imperialne podboje świata muzułmańskiego?
Niechęć i pogarda do Ameryki, jaka przeziera z tekstów Ludwika Stommy, zaślepiła go intelektualnie. Pisze on, że to, co dzieje się w Afganistanie, to „walka narodowowyzwoleńcza”. Naprawdę? Wojska USA i NATO wspomagają legalny rząd wybranego w wyborach prezydenta Karzaja. Jego demokratyczna legitymacja pozostawia oczywiście wiele do życzenia, gdyż wybory odbywały się pod obcą okupacją.