Leopold Tyrmand w „Dzienniku 1954” tak pisał o Edwardzie Ochabie: „The strong man of the party, zwalisty, ciężki rzeźnik o mięsistej, odpychająco ograniczonej twarzy polskiego kołtuna”. Ochaba uważano za stalinistę, dogmatyka, ślepego na zło, które lęgło się wokół. – Wierny partii aż do bólu. Ma mentalność kapepowską – mówiono o takich jak on.
Stalin powiedział o nim „charoszyj i zubastyj bolszewik”. To wystarczyło – uchodził za następcę Bolesława Bieruta. Wiosną 1956 r. został I sekretarzem KC PZPR. Po kilku miesiącach, w październiku, ustąpił na rzecz Władysława Gomułki. Widząc zachwyt towarzyszy rzucił: „Wiesław wam jeszcze pokaże”.
Dwanaście lat później w proteście przeciwko hecy antysemickiej, jak sam określił wydarzenia marcowe, zrezygnował z dekoracyjnej roli przewodniczącego Rady Państwa i członka Biura Politycznego.
Ochab nie stchórzył
Józef Światło, zbiegły na Zachód w połowie lat pięćdziesiątych wysoki funkcjonariusz bezpieki, wyjawił, że uległość i lojalność Ochaba wynikała z faktu, iż Bierut miał na niego „haka”. Hakiem miały być przedwojenne raporty informacji wojskowej. Dowodziły one, że szwagier Ochaba wydał grupę komunistów z tzw. wojskówki szpiegujących w wojsku. Kompromitujące materiały Bierut przedstawił Ochabowi. Ich ujawnienie oznaczałoby dla sekretarza KC koniec kariery. Ochab nie dawał więc powodu – sugerował Światło – aby partia ich użyła.
Ochab wcześniej jednak ujawnił w sobie szczególną strunę. Wydawała ona ton wrogo odbierany w partii. W 1947 r. pełnił funkcję sekretarza PPR w Katowicach. Przybył Władysław Gomułka, wówczas wicepremier, z poleceniem towarzyszy radzieckich: potrzeba im dodatkowego miliona ton węgla.