Kariera Piotra B. rozkwitła na początku lat 90. Nie jest jasne, na czym ten bezrobotny mieszkaniec Białej Podlaskiej zarobił pierwsze duże pieniądze. Kiedy wyszedł z cienia, okazało się, że obraca setkami tysięcy dolarów, ma sieć hurtowni z odzieżą w pobliżu granicy, nieruchomości w Białej Podlaskiej i w podwarszawskim Aninie. Policja podejrzewała, że wzbogacił się na nielegalnych interesach związanych z pobliską granicą i współpracy z podwarszawskimi gangami, głównie z tzw. grupą markowską. Podejrzeń tych policjanci nie potrafili poprzeć konkretnymi dowodami. B., określany w półświatku jako „mocny człowiek pogranicza”, mógł uchodzić za uczciwego biznesmena.
Pierwsze poważne potknięcie miało miejsce w nocy z 5 na 6 grudnia 1993 r., kiedy został zatrzymany przez policję do rutynowej kontroli wspólnik Piotra B., Tomasz K. W mikrobusie przewoził 22 nielegalnych imigrantów z Azji. Na miejscu zdarzenia pojawił się inny wspólnik Piotra B. z 5 tys. dolarów, ale policjanci nie dali się przekupić.
Tak rozpoczęła się sprawa, której uwieńczeniem były wyroki więzienia dla czterech osób. Piotr B. uniknął wtedy kary, miał dobre alibi. Miał też szczęście, sprawę przemytu Azjatów prowadziła prokurator Urszula Ś.
Gangster i prokurator
Urszula Ś. miała wtedy za sobą dziesięcioletnią praktykę, cieszyła się dobrą opinią przełożonych. Należała do międzywojewódzkiego zespołu do walki z przestępczością zorganizowaną powołanego przez Prokuraturę Wojewódzką w Lublinie. W tym czasie Urszulę Ś. łączyła z Piotrem B. daleko posunięta zażyłość – dzielili wynajęte mieszkanie przy ulicy Leszczynowej w Białej Podlaskiej.
Fakt bliskich związków łączących prokuratora z „uczciwym biznesmenem” prawdopodobnie nie ujrzałby światła dziennego, gdyby nie oszustwo dokonane w 1995 r.