W artykule pióra Romana Fristera (POLITYKA 11), korespondenta w Tel Awiwie, przeczytałem m.in.: „Od kilku miesięcy jednostki Hezbollah umieszczają wyrzutnie rakiet w gęsto zaludnionych wsiach południowego Libanu, często w pobliżu szkół i przychodni, jeszcze częściej w chłopskich zagrodach, gdzieś między oborą a stodołą. Czują się tam bezpiecznie, bo Izrael wstrzymywał się dotychczas od ostrzeliwania tych wsi nawet wówczas, gdy płacił wysoką cenę w zabitych i rannych.
(...) Wbrew powyższym twierdzeniom nie udowodniono, że Libański Ruch Oporu umieścił rakiety w pobliżu szkół czy przychodni na południu Libanu. Porozumienie Kwietniowe, zawarte między Libanem a Izraelem w 1996 r., głosi, że Libański Ruch Oporu nie zaatakuje katiuszami żadnego regionu w Izraelu, a siły izraelskie i ich agenci nie będą ostrzeliwać ludności cywilnej ani obiektów cywilnych w Libanie. (...)
Izrael od 1978 r., tj. od około 22 lat, okupuje spory obszar na południu Libanu i po tym długim okresie postanowił teraz wycofać się z Libanu właśnie z powodu działań Libańskiego Ruchu Oporu.
Nie można nazywać terrorystą kogoś, kto stawia opór obcej okupacji. W przeciwnym razie wszystkie ruchy wyzwoleńcze w historii ludzkości, łącznie z polskim czy francuskim ruchem oporu przeciwko hitlerowskiej okupacji, należałoby uznać za ruchy terrorystyczne.
Porozumienie Kwietniowe, bojkotowane przez Izrael, a przestrzegane przez Liban, ma na celu ochronę cywilnej ludności po obu stronach. (...)
Wprowadzenie w życie jednogłośnie uchwalonej rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ nr 425, wzywającej Izrael do bezwarunkowego wycofania się z południa Libanu, pozwoli libańskiej i izraelskiej ludności cywilnej uniknąć skutków działań wojennych, toczących się już od dziesiątków lat.