Wirus grypy jest przebiegły, zmienia swoją strukturę i co rok lub co kilka lat narażeni jesteśmy na atak zupełnie innego zarazka. Sytuację pogarsza fakt, że na grypę chorują też dzikie i udomowione zwierzęta – wirusy mają więc nieograniczoną możliwość wymiany informacji genetycznej między sobą. Gdyby wirus był zawsze ten sam, raz przebyta infekcja uodporniłaby nas na całe życie. Ale wirusy grypy zmieniają się nieustannie i przeciwciała wytworzone jednego roku okazują się bezużyteczne, gdy w następnym sezonie grypowym natkną się na inny wariant wirusa.
Medycyna znalazła jednak sposób na obronę przed podstępnym zarazkiem. Tym sposobem jest szczepionka oraz sieć laboratoriów informujących się wzajemnie o sytuacji epidemicznej. Światowy nadzór nad grypą, który pełni 110 Krajowych Ośrodków ds. Grypy (w Polsce zlokalizowano go w Państwowym Zakładzie Higieny) już nie raz uchronił nas przed rozwojem zgubnych epidemii. Gdyby nie sprawnie działający Ośrodek w Hongkongu, nie wiadomo, ile ofiar śmiertelnych pochłonąłby ptasi wirus grypy A (typ H5N1), który pojawił się w 1997 r.
Dzięki międzynarodowej współpracy, polegającej na izolowaniu krążących odmian wirusa, co rok laboratoria kilku firm farmaceutycznych przygotowują szczepionkę o składzie najbardziej zbliżonym do budowy antygenowej zarazka. Co rok eksperci WHO przewidują, który wirus w najbliższym sezonie będzie najniebezpieczniejszy. W tym roku trafili. W składzie szczepionek, które pojawiły się na rynku (w Polsce już we wrześniu), był wirus B oraz dwie odmiany wirusa A (Sydney i Bejing – nazwy pochodzą od miejsca pierwszego wyizolowania nowego szczepu). I właśnie wirus Sydney (typ H3N2) jest obecnie najczęściej spotykanym zarazkiem u chorych, którzy 2000 r. przywitali grypą.
Jak informuje Centrum Kontroli Chorób w Atlancie, 97 proc.