Gdzie się pan uda z naszym Paszportem?
Może dzięki niemu będę mógł pojechać do Białegostoku.
Są z tym kłopoty?
Widocznie prorokiem we własnym kraju nigdy się nie jest. Miejscowe władze, działające z nadania AWS, jak dotąd mnie nie zauważały, podobnie jak innych zamieszkałych tu intelektualistów pochodzenia białoruskiego. Białostocki „Kurier Poranny” od 1993 r. nie drukuje mego sprostowania, stwierdzając, że „pierwszemu lepszemu z ulicy nie drukujemy”, ostatni tytuł po przyznaniu nagrody im. Jana Cybisa „Tarasewicz i rabini” nie potrzebuje chyba komentarza. Po przyznaniu mi Paszportu „Polityki” przyznano mi nagrodę prezydenta miasta Białegostoku, której nie przyjąłem, protestując wobec takiej atmosfery wokół mojej osoby.
Chyba jednak nie osłabia to w panu poczucia osiągniętego sukcesu?
Jest po prostu smutne i żałosne. A poczucie sukcesu? Sam fakt, że maluję, jest sukcesem. Dawno temu, gdy byłem jeszcze uczniem szkoły podstawowej, często zdarzało mi się przyjeżdżać do Warszawy. Chodziłem do muzeów i galerii jak do świątyni i nawet nie wyobrażałem sobie, że kiedyś będę w nich wystawiał swoje obrazy. Pochodzę z rodziny robotniczej, a zajmuję się sztuką, co z socjologicznego punktu widzenia jest niemal niemożliwe. Na miarę mego życia i mego pokolenia jest to wielki skok, czuję się, jakbym w jednym życiu przeżył dwa życia. Nie narzekam też na brak uznania ze strony innych. Moje prace pokazywane były w Zachęcie, regularnie współpracuję z wyśmienitą Galerią Foksal, wykładam na Akademii Sztuk Pięknych, dostałem nagrodę im. Cybisa, a teraz Paszport. Co więcej mogłoby potwierdzać mój sukces?
Świat!
Czasem jestem w nim obecny, regularnie współpracuję z galeriami w Niemczech i Szwecji, moje obrazy pokazywane są w różnych krajach.