Archiwum Polityki

Dziesięć słów

„Jaki miły ten Kraków. Sami nieboszczycy” – pisał poeta i faktycznie, kiedy po długiej nieobecności przemierzam ciemne i zamarznięte zaułki, czuję tę aurę: miłą i śmiertelną. Obyśmy wszyscy żyli wiecznie, ale z rachunku prawdopodobieństwa wynika, że nadchodzące stulecie będzie także sezonem fantastycznych pogrzebów. Kraków – zwłaszcza na przybyszach z dalekich stron – sprawia wrażenie miasta doskonale do tego sezonu przygotowanego. Idę – dajmy na to – wymarłą ulicą Smoleńsk i ucho wytężam ciekawie, i słyszę subtelny chrzęst czcionek składanych w strzeliste nekrologi, szelest żałobnych chorągwi, ktoś czarnym kordonkiem wyszywa inicjał na sepiowym całunie. W mojej ulubionej kawiarni również panuje dławiąco rozkoszna dekadencja, wszystkim czterem kelnerkom pogrzebowa bielizna w identycznych proporcjach wyłazi spod brokatowych sukienek. Zamawiam to co zwykle, przeglądam prasę krakowską i ogólnopolską, przeglądam noworoczny „Tygodnik Powszechny” i ożywiam się znacznie, czuję, jak krew w zamarzających żyłach krąży żywiej. Na ostatniej stronie „Tygodnika” Zbigniew Mentzel wznosi interesujący toast noworoczny. „Drodzy Przyjaciele! – powiada – Podzielmy się swoimi słowami. I poczujmy blask, jaki bije od słowa”. Asumpt do tego, wbrew pozorom bardzo szczególnego, toastu daje Mentzlowi pochodząca sprzed bez mała pół wieku notatka Alberta Camusa: „Odpowiedź na pytanie o moje dziesięć słów: świat, cierpienie, ziemia, matka, ludzie, pustynia, honor, bieda, lato, morze”. Zainspirowany Camusem Mentzel rozważa następnie dziesiątkę swoich słów („matka, ojciec, dom, wstyd, ryby, ciało, Polska, serce, wierność, język”), dalej zaś ja sam intensywnie zainspirowany i Camusem, i Mentzlem przystępuję do namysłu nad moimi dziesięcioma słowami.

Polityka 2.2000 (2227) z dnia 08.01.2000; Pilch; s. 70
Reklama