O śmierci mówią przeciwnicy tutejszego lekarza dr. Waldemara Bulskiego. – To doktor Mengele – oznajmia jeden z miejscowych, potencjalny pacjent, chociaż zarzeka się, że z opieki tutejszego lekarza nie skorzysta. – Przecież on uśmierca chorych. Mrą jak muchy.
Na czele frakcji wrogów dr. Bulskiego stoi radny Ryszard Nienartowicz. Pokazuje stosik pism od poszczególnych rad sołeckich. Powtarza się ten sam motyw: nie chcemy tego lekarza. Członek jednej z rad sołeckich wylicza: – Wykończył starszego pana, u którego rozpoznał zapalenie płuc, a to był zawał. Kogoś innego leczył na przeziębienie, a to było zapalenie płuc. Pojechał do nieprzytomnego chłopaka i nie udzielił mu pomocy, ten młody umarł.
Radny Nienartowicz uzupełnia: – Mój kolega umarł, bo pan doktor nie rozpoznał u niego zapalenia wyrostka robaczkowego.
Lista ofiar sztuki medycznej dr. Bulskiego według frakcji przeciwników liczy 10 nazwisk. – To chyba za wiele jak na półtora roku jego pracy tutaj – stwierdza Nienartowicz. – Przywieźli go w teczce. Niech wraca, skąd przyszedł. A co do miłości, zdania są podzielone. Przeciwnicy mają za złe, że szef Provity i szefowa Florencji żyją na kocią łapę. – Jaki to przykład dla uczciwych ludzi? – pyta pani C. z Jonkowa. – Wstyd przed Bogiem.
Są też liberałowie, im konkubinat doktora i pielęgniarki wcale nie przeszkadza. – Skoro tak im dobrze, to w czym problem? – pyta jeden z pacjentów, którego wieści o dużej śmiertelności wśród klientów Provity nie odstraszają, nadal korzysta z porad medycznych dr. Bulskiego. Ale charakterystyka działań jonkowskiego lekarza sprowadzona jedynie do miłości i śmierci to zbytnie uproszczenie.