Kto pamięta jeszcze przepis na dobrobyt z gierkowskiego okresu propagandy sukcesu: „podłącz lodówkę do telewizora”? Albo „panie doktorze, mam chyba rozdwojenie jaźni, co innego słyszę, a co innego widzę”? Gdyby dzisiaj podłączyć, na odwrót niż w dowcipie, telewizor do lodówki – zobaczylibyśmy na ekranie wiktuały dawniej rzadko albo i wcale niespotykane: szynkę, banany, dobre mleko w kartonie. Przecież nie zjada tych delikatesów sama wąska elita zamożności! Ale niezależnie od tego, co widać, słyszelibyśmy wciąż to samo: jest źle, a będzie jeszcze gorzej. Czy Polacy są urodzonymi malkontentami?
Tegoroczny Eurokoszyk „Polityki” porównuje nas poziomo z bliższymi i dalszymi sąsiadami. Porównanie nie wypada dla nas najlepiej: byliśmy i pozostaliśmy jednym z najuboższych narodów Europy, wobec czego dziecinnie brzmią pretensje, że za przeciętną płacę Polak może kupić mniej niż Francuz czy Włoch. Międzynarodowi eksperci i tak uważają, że w stosunku do produktu krajowego brutto na głowę za wiele przejadamy (patrz ramka), a za mało oszczędzamy (czyli inwestujemy w przyszłość); nie widać jednak na naszym Olimpie siły politycznej, która by spróbowała narzucić powolniejsze tempo wzrostu zamożności.
Bo wzrost trwa – chociaż powolniejszy, niż byśmy sobie tego życzyli. Coraz powszechniej-sze jest posiadanie artykułów gospodarstwa domowego, sprzętu RTV, samochodów, nawet mieszkań, choć z tym stosunkowo słabiej. Liczby, i to nie płynące z telewizora, ale rzetelne statystyki, są nieubłagane. Wskazują na to nie tylko coroczne „koszyki »Polityki«”, ale i zestawienia zaprezentowane przed miesiącem na seminarium zorganizowanym przez Towarzystwo Ekonomistów Polskich pod znamiennym tytułem „Propaganda klęski w warunkach sukcesu”.