Archiwum Polityki

Podróż na Wschód

[nie zaszkodzi przeczytać]

Roland Barthes: Imperium znaków. Wydawnictwo KR. Warszawa 1999, s. 186

„Imperium znaków” Rolanda Barthes’a trzeba czytać równolegle z „Chryzantemą i mieczem” Ruth Benedict. Te dwa dzieła pokazują bowiem japońską kulturę w odmienny sposób. Według amerykańskiej badaczki dwudziestowieczna Japonia to kraj wciąż spętany gorsetem feudalnej tradycji, kraj, gdzie kodeks rycerski i wierność cesarzowi krępują rozwój demokratycznych instytucji. Francuski semiolog stara się tymczasem dostrzec wartość tej kulturowej odmienności. „Imperium znaków” to jeszcze jedna dwudziestowieczna „podróż na Wschód”.

Cóż zatem dostrzegł Barthes w Japonii? Dynamikę i zmienność, których symbolem są m.in. ruchome ściany japońskiego domu. Fragmentaryczność i kruchość charakterystyczne np. dla rozdrobnionego pokarmu spożywanego pałeczkami. Pełną odpowiedniość słów i bezpośredniego doświadczenia uchwyconą w literackiej formie haiku.

Te cechy, twierdzi autor, przeciwstawiają się euroatlantyckiemu pojmowaniu rzeczywistości. W przeciwieństwie do Japonii, kulturę Zachodu cechuje swoiste zamknięcie: całościowość, statyczność, a także „nadprodukcja sensów”. Wystarczy tylko porównać – pisze Barthes w jednym z najlepszych rozdziałów – „pełne” centrum wielkiego miasta europejskiego lub amerykańskiego (z urzędami politycznymi, bankami, kościołami, marketami) i „puste” centrum Tokio: „zamieszkane przez cesarza, którego nigdy nie widać – dosłownie – zamieszkane przez nie wiadomo kogo”.

Barthes’owska podróż na Wschód, jak to często bywa, pozwala dostrzec nie tylko to, co obce, poczuć egzotyczne pismo – a właściwie: znaki – nosem.

Polityka 3.2000 (2228) z dnia 15.01.2000; Kultura; s. 53
Reklama