Jako pierwszy w sierpniu 1999 r. w rejonie Magadanu rosyjską banderę wciągnął na maszt trawler „Otol” z przedsiębiorstwa połowów dalekomorskich Odra w Świnoujściu. – To duże przeżycie, raczej przykre – opisuje Tadeusz Krajniak, dyrektor generalny firmy. – Na pokładzie robi się zbiórkę załogi. Pada komenda: banderę zdjąć, banderę podnieść. Włącza się syrenę. Krótki toast i wszyscy się rozchodzą.
„Otol” został oddany przedsiębiorstwu połowowemu z Magadanu w czarter-leasing. To znaczy, że opłaty czarterowe zaliczane są na poczet wykupu statku. Po czterech latach stanie się on własnością rosyjskiego partnera Odry. – Trawler ma 24 lata – mówi dyrektor Krajniak. – Sprzedając go na złom, otrzymalibyśmy 120–150 tys. dolarów. Leasing pozwala nam tę kwotę zwielokrotnić. Utrzymujemy także dłużej część miejsc pracy. Powiązania partnerskie wykraczają daleko poza tę umowę. Dostarczamy paliwo, opakowania, wyposażenie dla załogi. To nam zwiększa obroty.
Dwóch kapitanów
Pracodawcą mieszanej załogi „Otola”, składającej się z 50 Polaków i 20 Rosjan, jest teraz firma rosyjska. Do czasu spłaty leasingu statek ma też dwóch kapitanów. Rosjanin dowodzi trawlerem. Polak kieruje połowami. Na razie, według dyrektora Odry, konfliktów nie było. Polska obsada statku nie skorzystała z pierwszego terminu zmiany załogi, tylko zdecydowała się przedłużyć pobyt na łowisku. Nasi rybacy pod rosyjską flagą więcej zarabiają, bo pracują na łowiskach zasobniejszych w ryby. Mogą wpływać w tzw. strefę buforową (do 5 mil od brzegu), w ogóle zamkniętą przed nierosyjskimi statkami. Wcześniej w rejonach dostępnych dla nas „Otol” łowił po 6–8 ton ryb na dobę, w strefie buforowej zaś łowi po 30 ton, a zdarza się i 45 ton.