Archiwum Polityki

Stowarzyszenie Pisarzy Płatnych

Wpadł mi w ręce oficjalny komunikat Zarządu Głównego Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, w którym znalazło się m.in. bliższe omówienie ostatniego zjazdu tej zasłużonej organizacji. W sprawozdaniu czytamy, iż część robocza zjazdu odbywała się „przy braku choćby minimalnego zainteresowania ze strony mediów”, dobrze więc, że chociaż post factum można zapoznać się z zasadniczymi tropami owocnych obrad.

Jak wynika ze zwięzłej relacji, przeważały w debacie tony minorowe, a „niemal wszyscy delegaci wskazywali na upadek mecenatu publicznego”. Trudno dziwić się narzekaniom, skoro do połowy roku Ministerstwo Kultury nie przekazało Stowarzyszeniu ani złotówki. Na czczych narzekaniach jednak nie poprzestano, pojawiła się bowiem wielka idea, by, cytując klasyka, brać sprawy w swoje pisarskie ręce. Inwencji delegatom nie zabrakło. Największe ożywienie intelektualne spowodowała śmiała propozycja, by protestować pod urzędami państwowymi i urządzać blokady „w guście Andrzeja Leppera czy Pomarańczowej Alternatywy”.

Niestety, projekt upadł, nie zobaczymy więc literatów na Krakowskim Przedmieściu, okupujących gabinet ministra. Pojawiła się natychmiast propozycja następna: pisarz Jan Strządała postawił wniosek o utworzenie instytucji tzw. członka wspierającego, osoby prawnej lub fizycznej, która – cytuję dosłownie – „w zamian za »honor« przynależenia do Stowarzyszenia zechciałaby nam pomagać materialnie”. Pomysł przyjęto „z aplauzem” i postanowiono nadać mu kształt formalny w Statucie SPP.

Od dziś zatem, aby dostać legitymację SPP, nie trzeba napisać żadnej książki. Wystarczy książeczka czekowa.

Zdzisław Pietrasik

Polityka 8.2000 (2233) z dnia 19.02.2000; Kultura; s. 44
Reklama