Archiwum Polityki

Mickey Niebieskie Oko

[dla najbardziej wytrwałych]

Komedia amerykańska zderzenia środowisk w kraju, gdzie jest ich wiele, na dodatek zróżnicowanych i zamkniętych w swoim kręgu. Tym razem w tej współprodukcji hollywoodzko-brytyjskiej kontrast potęguje pojawienie się londyńczyka w Nowym Jorku: jest nim Hugh Grant, główny amant angielski o manierach młodego lorda wysokiej kultury, zajmującego się licytacją dzieł sztuki. Zakochał się on w Amerykance, osobie również poważnej klasy, bo jest wykładowczynią w liceum. Ona jednak wzdraga się przyjąć jego oświadczyny, dlaczego? Ponieważ jej ojciec jest gangsterem, członkiem organizacji przestępczej Vito Graziosiego. Grant zaprzyjaźnia się z tym środowiskiem, zapewniając ukochaną, że nie pozwoli się skorumpować. Niestety, zostaje wciągnięty w pranie brudnych pieniędzy pod przykrywką fikcyjnej licytacji w jego galerii sztuki i już wkrótce uczestniczy w brutalnych porachunkach, przedstawiony przez tatusia swojej narzeczonej jako „Mickey Niebieskie Oko”. Akcja w dalszym ciągu rozwija się banalnie, finał stanowi wesele, na którym dochodzi do porachunku w duchu jak być powinno w filmie jednak hollywoodzkim. Osoby winne zbyt daleko posuniętych nadużyć dostają się w ręce policji, owym zaangażowanym umiarkowanie zostaje wybaczone, zaś zakochani połączyli się pomyślnie. Wartością filmu jest tercet aktorski, w którym każda z osób uprawia podwójność charakteru. Grant wzorowo wychowany, musi zachować się twardo i używać żargonu gangsterskiego, co stanowi dla niego ciężką próbę językową. Ojciec jego ukochanej w wykonaniu Jamesa Caanana jest fachowcem cieszącym się zaufaniem bandy i zarazem dbałym tatusiem swojej córki. Ta zaś, grana przez Jeanne Tripplehorn, należy do świata przyzwoitego ze świadomością owego nieprzyzwoitego: dla tej trójki warto wybrać się na „Mickeya”.

Polityka 9.2000 (2234) z dnia 26.02.2000; Kultura; s. 52
Reklama