Osobowość i sugestywność Krystiana Lupy we współczesnym teatrze, zarówno w roli twórcy jak i pedagoga, trudno przecenić. Może więc nie ma się co dziwić, że elementy jego stylistyki (organizacja przestrzeni, narracja z offu, podporządkowywanie struktury widowiska strumieniowi myśli, introwertyczne aktorstwo) coraz częściej dają się odnaleźć w spektaklach uczniów, traktujących worek z podręcznymi narzędziami mistrza jak zawodowe abecadło. Zapożyczanie to bywa jałowe; z pewnością jednak nie dzieje się tak w twórczości Marka Fiedora, jednego z oryginalniejszych uczniów krakowskiej szkoły. Ten inscenizator Wyspiańskiego, Gogola i Kajzara ma już własne narzędzia; do worka Lupy sięgnął, jak się zdaje, całkiem świadomie, przygotowując w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu uscenicznienie kolejnej po „Lunatykach” powieści Hermanna Brocha: „Niewinnych”. Pokusił się (wraz ze scenografem Janem Kozikowskim) o widowisko pełne rozmachu, a przy tym rzetelnie skupione na śledzeniu wnętrza bohaterów; starał się precyzyjnie wyważyć proporcje między warstwą melodramatyczną a moralizatorską powieści, ukazać pękanie i przebijanie błony niewinności na wszystkich piętrach psychiki. Powstało dojrzałe, mądre przedstawienie, nieco tylko niespójne w stylistyce aktorstwa; z trudem mieściła się w nim szlachetna, tradycyjna retoryka Zofii Bielewicz, za to emocjonalne, rozedrgane kreacje Grażyny Rogowskiej czy Judyty Paradzińskiej, a także finałowe szaleństwo Janusza Stolarskiego z pewnością spotkałyby się z aprobatą samego mistrza. (js)
[dla koneserów]
[dla najbardziej wytrwałych]
[dla mało wymagających]