Archiwum Polityki

USA wygrywają proces z Microsoftem

Microsoft naruszył prawo i próbował zmonopolizować rynek przeglądarek internetowych – stwierdził w ubiegłym tygodniu sędzia federalny Thomas P. Jackson prowadzący najgłośniejszy w ostatnich latach proces gospodarczy – Stany Zjednoczone kontra Microsoft. Wyrok jest o tyle ważny, że informatyka i Internet coraz bardziej rządzą światem. Najdroższymi firmami na giełdach nie są już banki i koncerny samochodowe, ale korporacje informatyczne. Wartość Microsoftu, choć kurs jego akcji mocno się zachwiał, oscyluje wokół 600 mld dolarów, a twórca tej firmy, Bill Gates z majątkiem ok. 100 mld dolarów jest najbogatszym człowiekiem świata. Konkurencja między uczestnikami informatycznego wyścigu jest bezwzględna – walczy się nie tylko ofertą, wizją, technologiami. Symbolem tej walki jest trwające od kilku lat postępowanie antymonopolowe przeciwko Microsoftowi, firmie z której oprogramowania korzysta 90 proc. komputerów osobistych. Microsoft odwołał się od wyroku, ale firmie grozi rozbicie na kilka mniejszych, niezależnych przedsiębiorstw, tak jak w przeszłości stało się to z monopolistami rynku stali i rozmów telefonicznych. W procesie zderzają się dwa obozy. Niepisanym przywódcą antymicrosoftowej krucjaty jest Scott McNealy, prezes koncernu Sun Microsystems. Co jest przedmiotem tego starcia wyjaśniają obok najważniejsi aktorzy sporu, Scott McNealy z Sun Microsystems i Jeff Raikes, wiceprezes Microsoftu.

Oskarżam

Scott McNealy,
prezes korporacji Sun Microsystems

Sun rozpoczął rozpowszechniać za darmo oprogramowanie StarOffice, odpowiednik drugiego pakietu Microsoft Office. Czy precedens z bezpłatnym udostępnianiem oprogramowania zapowiada śmierć przemysłu software’owego?

Nie. Oznacza natomiast, że końca dobiegł model prowadzenia tego biznesu opierający się na sprzedaży gotowych pudełek z systemem operacyjnym lub programami użytkowymi, jak programy biurowe. Uważamy, że oprogramowanie powinno być częścią sprzętu lub usługi, którą klient będzie kupował za pośrednictwem sieci. Czy dzisiaj, rozmawiając przez telefon, musimy kupować oprogramowanie sterujące centralą telefoniczną? Nie, choć centralę wypełniają miliony linijek programistycznego kodu. Czy włączając światło w domu kupujemy oprogramowanie sterujące elektrownią? Czy w końcu kupując telefon komórkowy, zastanawiamy się, jaki system operacyjny: Linux, Windows czy Novell nim steruje?

W naszej koncepcji oprogramowanie powinno znajdować się w sieci i być dostępne za pośrednictwem przeglądarki internetowej. Użytkownik może wówczas pobrać na swój komputer te części programu, których właśnie potrzebuje. Nie musi martwić się o ciągłe polowanie na najnowsze wersje, o wirusy, o ewentualne awarie – to wszystko robić ma za użytkownika dostawca usługi. Zupełnie tak samo, jak jest już dziś w przypadku usług telefonicznych.

W tej chwili jednak miliony ludzi używa produktów Microsoftu. Czy uważa pan, że zdecydują się zmienić przyzwyczajenia?

W ciągu kilku dni od umieszczenia Star-Office w sieci oprogramowanie to skopiowały dziesiątki tysięcy użytkowników. Rozeszły się dziesiątki tysięcy egzemplarzy CD-ROM-ów. Nigdy nie będziemy znać dokładnej liczby zainstalowanych kopii naszego oprogramowania, gdyż można go używać legalnie bez konieczności rejestrowania się u producenta, można też kopiować w dowolnej liczbie egzemplarzy.

Polityka 16.2000 (2241) z dnia 15.04.2000; Społeczeństwo; s. 76
Reklama