Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki: Kamień pełen pokarmu. Świat Literacki. Warszawa 1999, s. 118
Dziś nikt już chyba nie wątpi, że Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki jest jednym z najoryginalniejszych poetów spośród tych, którzy debiutowali w latach dziewięćdziesiątych. Wszyscy mimo to nieprzekonani, jak i miłośnicy jego talentu, powinni obowiązkowo sięgnąć po „Kamień pełen pokarmu” – tomik będący wyborem wierszy z czterech poetyckich książek: „Nenii i innych wierszy”, „Peregrynarza”, „Młodzieńca o wzorowych obyczajach” oraz „Liber mortuorum”. Oryginalność poety przejawia się w przyjętej strategii artystycznego języka. Bo jest przecież Dycki obserwatorem i portrecistą naszej współczesności, tyle że dla opisu tejże stosuje niezwykłą stylistykę. Jest to mieszanina barokowej, a właściwie sarmackiej (jakby żywcem wziętej z XVII-wiecznych pamiętników) polszczyzny z językiem, jakim posługujemy się dzisiaj. Także jego odmianą potoczną, nie wolną od zgrubień czy wulgaryzmów. Jeśli dodamy do tego kunsztowne konstrukcje formalne, w jakie Dycki zaklina swe liryczne obrazki, to otrzymamy niepowtarzalną i nie dającą się przeczytać obojętnie poezję. Mogę dać gwarancję, że autor „Peregrynarza”, w przeciwieństwie do wielu swych rówieśników, nikogo z czytelników nie znudzi. Ale nie jest to bynajmniej poezja lekka, łatwa i przyjemna. Dycki koncentruje się bowiem na tych zagadnieniach i aspektach ludzkiego życia, które zwykliśmy wypierać ze świadomości. Cierpienie, choroba, samotność i wreszcie śmierć – to prawdziwi bohaterowie jego pisarstwa. Wiele tu zaprawdę wstrząsających, niepokojących wizji. Ale taka ma być właśnie dobra poezja metafizyczna. Ma nas przecież wyrywać z beztroski, wyprowadzać z teatru pozorów oferowanych usłużnie przez kulturę masową.