Archiwum Polityki

Radość we czworo

Polacy wyjątkowo wręcz chcieliby być lubiani, a przede wszystkim doceniani od bieguna po biegun i w każdym punkcie równika. Jesteśmy wszakże przedmurzem, pierwsi stawiliśmy czoło, urodziliśmy papieża, zwyciężyliśmy komunizm i wynaleźli lampę naftową. Poza tym Polakami byli m.in. Apollinaire, Batory, Chopin, Conrad, Kopernik, Matka Boska czy Wit Stwosz. Obiektywnie więc od świata nam się należy, a jak nie, to antypolonizm. Ze swojej strony, bliżej niż za oceanem, lubimy mało kogo. Niemcy to bezduszni pedanci i rozwrzeszczani w stadach piwosze, myślący wiecznie o Drang nach Osten i podporządkowaniu szlachetnych Słowian. Rosjanie – zapite prymitywy z niewolniczymi duszami niezdolnymi do demokracji, dybiące na nas od wschodu. Żydzi – brudni oszuści marzący o władzy nad globem, a na razie panoszący się w rządach, bankach i przemyśle rozrywkowym, nienawidzący też wszystkiego co czyste i chrześcijańskie. To oczywiście tylko śmieszne takie stereotypy, których zainteresowani powinni nie brać pod uwagę i wielbić nas pomimo. Z kolei niemieckie marzenia o wykupywaniu polskiej ziemi, spiski żydowskie i azjatyckie okrucieństwo Rosjan to przecież po prostu bezstronne stwierdzenia faktów, które jako takie nie mogą nikomu ubliżać.

W 1897 r. mieszkało w Łodzi: 48,3 proc. Polaków, 31,4 proc. Żydów, 18 proc. Niemców i około 1,5 proc. Rosjan – przeważnie urzędników i wojskowych. Proporcje te nie uległy zasadniczym zmianom (nieco spadła liczba Niemców, prawie zniknęli Rosjanie) aż do 1939 r., po którym kataklizmy dziejowe przeorały etniczny kształt wschodniej Europy. Otóż ta przedwojenna Łódź dziwnie nie odpowiadała standardowym polskim wyobrażeniom. Wiadomo, co to znaczy obcy kapitał: cudzoplemienni wyzyskiwacze i uciśniony katolicki lud (tak nam to przynajmniej zawsze przedstawiano, a i dzisiaj nie mówi się inaczej o np.

Polityka 50.2002 (2380) z dnia 14.12.2002; Stomma; s. 106
Reklama