Złą sławą zakopiański urząd cieszy się już od dawna. Na początku lat 90. na Podhalu głośno było o kłopotach właścicielki biura podróży Trip Małgorzaty Chechlińskiej, której fiskus błędnie naliczył podatek obrotowy. I choć wykładnia przepisów, sygnowana przez Ministerstwo Finansów, potwierdzała racje podatnika, to kontroler skarbowy i tak nakazał zapłacić agencji turystycznej zaległy, jak stwierdził, podatek. Była to równowartość 100 tys. dol. Jednocześnie zakopiański Urząd Skarbowy zablokował konta bankowe firmy. Odblokowano je dopiero, gdy właścicielka biura wpłaciła połowę żądanej sumy, co w efekcie postawiło jej agencję turystyczną na skraju bankructwa. Po kilkunastu miesiącach NSA uznał, że zakopiański US źle zinterpretował przepisy. Pieniądze oddano włącznie z karnymi odsetkami, które obciążyły Skarb Państwa.
– Takie przykłady można by w Zakopanem mnożyć – uważa Andrzej Kawecki, prezes Tatrzańskiej Izby Gospodarczej. – Większość naszych przedsiębiorców gnębionych przez urząd wygrywała sprawy przed sądem, ale nie zmieniało to sedna sprawy, że korytarzami zakopiańskiej skarbówki od lat spaceruje niekompetencja.
O tym, jak poważna, przekonali się w listopadzie, po trzech miesiącach prywatnego śledztwa, dziennikarze lokalnego „Tygodnika Podhalańskiego”.
– Doszły nas słuchy o korupcji w urzędzie – wyjaśnia Jurek Jurecki, redaktor naczelny tygodnika. – Początkowo sądziliśmy, że chodzi o jakąś drobną łapówkę, jakiś drobny przekręt, których w Polsce niemało. Z czasem okazało się jednak, że otwieramy puszkę Pandory.
Najpierw ukazała się w futrze i w dużej ilości złotej biżuterii Bożena S.