79-letni weteran amerykańskiej dyplomacji Henry Kissinger stanie na czele nowo powoływanej komisji śledczej badającej wydarzenia z 11 września 2001 r. Komisja, do której wejdą – po połowie – przedstawiciele partii republikańskiej i demokratycznej, ma określić przyczynę zamachów, ocenić popełnione przez Amerykanów błędy i zaproponować środki zapobiegające zamachom w przyszłości. Biały Dom powołuje tę komisję pod naciskiem kongresmenów demokratycznych, a także rodzin ofiar zamachów.
Niezależna komisja powstaje dopiero w rok po tragedii; zdaniem Białego Domu, wcześniejsze jej powołanie odwróciłoby uwagę opinii publicznej od wojny z terroryzmem. Dziś jednak mogą powstać wątpliwości, czy interwencja w Afganistanie, blokowanie kont bankowych podejrzanych organizacji i spółek, a teraz groźby wobec Saddama Husajna świadczą o dokładnym ustaleniu winnych i środków potrzebnych do ich neutralizacji. Pojawiły się głosy, że komisja będzie chciała ukryć niewygodne dla prezydenta Busha fakty, dotyczące przede wszystkim roli Arabii Saudyjskiej, z której pochodziło aż 16 z 19 zamachowców, oraz niedociągnięć służb państwowych. Sam Kissinger powiedział, iż prezydent Bush zapewnił go, że śledztwo nie będzie ograniczone żadnymi względami polityki zagranicznej, w tym również rolą, jaką Arabia Saudyjska odgrywa w interesach amerykańskich na Bliskim i Środkowym Wschodzie. Zwrócono też uwagę, że wcześniej czy później pojawią się pytania o status samego Kissingera, który jest filarem firmy konsultingowej Kissinger and Associates, doradzającej rządom i firmom zagranicznym. Zazwyczaj osoba powoływana do komisji publicznej musi ujawnić nazwiska swych prywatnych klientów; tymczasem zapowiedziano już, że Kissingera ten wymóg nie będzie dotyczyć.